payssauvage payssauvage
884
BLOG

Adam Michnik nowym doradcą prezydenta Dudy?

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 15

Niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem mijającego tygodnia było zaprzysiężenie prezydenta Andrzeja Dudy. Z tą chwilą doszło do przełamania niepodzielnego dotąd panowania Platformy Obywatelskiej w polskim życiu publicznym, co jest zjawiskiem nie do przecenienia, bo dzięki temu bardzo duża cześć Polaków, mająca dotąd poczucie zepchnięcia na margines, nareszcie poczuła, że we własnym kraju jest u siebie. O tym jak ważne było objęcie urzędu przez Andrzeja Dudę świadczą tłumy warszawiaków (i nie tylko), które 6 sierpnia wyległy na ulice, by pozdrowić nową głowę państwa. Widziało się w tych ludziach autentyczną radość i wzruszenie – emocje, które z zaprzysiężenia prezydenta czyniły coś więcej niż akt strictepolityczny. To nie było tylko proste przejęcie władzy, ale też pierwszy krok na drodze do odbudowania wspólnoty, której tak brakuje Polakom podzielonym okopem politycznego i kulturowego konfliktu (ten drugi jest zresztą istotniejszy, a pierwszy jest tylko jego pochodną). Prezydent bardzo słusznie odwołał się w swoim orędziu do ideałów „Solidarności” – ruchu, który w najgłębszym swoim wymiarze był właśnie dziełem odbudowania wspólnoty. Komuniści właśnie dlatego tak bardzo nienawidzili (i nienawidzą do dziś) solidarnościowego zrywu Polaków, bo godził on w sam stos pacierzowy ich metody sprawowania władzy, która sprowadzała się do starorzymskiego „dziel i rządź”. Nowemu prezydentowi wypada życzyć powodzenia w zbożnym dziele wyciągania ręki do tych Polaków, których umysły zaczadziło osiem lat namolnej propagandy sukcesu wylewającej się ze szpalt i ekranów mediów głównego nurtu. Nie będzie łatwo odwojować tych ludzi i wyrwać ich z objęć miazmatów sączonych im do głów przez medialnych funkcjonariuszy, ale też nie jest to zadanie beznadziejne, bo coraz więcej obywateli dostrzega coraz wyraźniejszy rozdźwięk między tym, co podaje im się do wierzenia w telewizji, a warunkami ich codziennego życia. Ci ludzie, często nie interesujący się polityką, a jedynie połykający bezrefleksyjnie treści serwowane im przez różne „Stokrotki”, albo szczerzących się jak do sera wnuczków Wincentego, na pewno są do odzyskania, o ile będzie się postępować cierpliwie i metodycznie. 

Z powodu radości, jak towarzyszyła zaprzysiężeniu A. Dudy wielu ludziom mogło umknąć, że na uroczystości zabrakło „najdrożej opłacanego listonosza na świecie” (copyright by R. Ziemkiewicz,) czyli „prezydenta Europy”, Donalda Tuska. Ja wiem, że pewnie mało kto jeszcze pamięta o kogo chodzi, więc przypomnę. Był raz taki jeden facet, który w życiu nic nie robił (tylko raz pomalował komin), bo nic nie umiał. To znaczy umiał haratać w gałę, ale nie na tyle, żeby się z tego utrzymywać, więc poszedł do polityki, gdzie głównie liczył głosy („panowie policzmy głosy”) i inkasował poselskie diety do czasu, aż jakaś litościwa ręka wystrugała go z banana na premiera. Jego premierowanie polegało na tym, że co tydzień latał w tę i nazad na trasie między Warszawą, a Sopotem, a jak się tym już zmęczył, to jechał na urlop w Dolomity, by poszusować na nartach. Po siedmiu latach takich  rządów Polska zmieniała się niemiecką pól-kolonię, a on, obwieszony medalami, którymi hojnie obsypywali go sąsiedzi zza Odry, dostał z poręki pani Angeli Merkel dobrze płatną synekurę w Brukseli. Nie spodobało mu się zaproszenie, które otrzymał z Kancelarii Prezydenta Dudy, więc na zaprzysiężenie nie przyjechał. Mała strata, krótki żal.

Ale mniejsza już z „figurantem Europy”, bo ważniejsze, że objęcie urzędu przez Andrzeja Dudę sprawiło, że z życzeniami pospieszył sam pan Adam Michnik. Pan redaktor życzył nowemu Prezydentowi RP, by słuchał mądrzejszych od siebie. Życzenia, jak życzenia, ale nie sposób nie zauważyć, że pan Adam nie sprecyzował kim są ci zagadkowi „mądrzejsi”. Pozostawia nam to szerokie pole do domysłów, a skoro tak, to nie ma co sobie żałować i można się domyślać w najlepsze. Ja na ten przykład domyślam się, że Michnik miał na myśli samego siebie i ścisłe kierownictwo „Wyborczej”. W końcu – co by to było, gdyby Andrzej Duda wziął się do słuchania rad – dajmy na to – Jarosława Kaczyńskiego? Zaraz by się rozległ klangor pod niebiosa, że „za Dudą stoi Kaczyński”, za Kaczyńskim Macierewicz, a za Macierewiczem, kto wie – bardzo możliwe, że sam Lucyfer w straszliwej postaci. Tak. Jak prezydent Duda ma słuchać prezesa Kaczyńskiego, to lepiej żeby ogłuchł, tym bardziej, że do czytania „Wyborczej” wcale nie jest mu potrzebny słuch, tylko wzrok. Niestety w tym największy jest ambaras, że nie wiadomo, czy Andrzej Duda będzie słuchał zbawiennych pouczeń Adama Michnika, który stręczy mu się na „doradcę doskonałego”, więc na wszelki wypadek ober-redaktor udzielił nowej głowie państwa poważnego ostrzeżenia, pisząc, że jego (Michnika) serce wypełnia paląca troska o to, żeby prezydent czasem nie pogrążył się w odrażających błędach, takich, jak np. przyjęcie „rozwiązań antydemokratycznych oraz wybór ideologii narodowej megalomanii i nietolerancji . W przełożeniu na ludzki język – taki, jakim posługiwali się czekiści, co to samego znali Stalina (na ten przykład – Stefan, syn Ozjasza) – brzmiałoby to tak:  „Słuchajcie, no Duda. Jak wy nie będziecie ćwierkać z takiego klucza, jak potrzeba, to już my wam taką gębę przyprawimy, że się nie pozbieracie”. Obawiam się jednak, że pan redaktor trochę przecenia swoje możliwości, bo obecnie ma on już chyba „za krótkie rączki” i takie strachy na Lachy budzą bardziej uśmiech politowania, niż jakiekolwiek obawy.

Jednakowoż – skuteczna, czy nieskuteczna – kampania dorabiania A. Dudzie gęby trwa w najlepsze. Bardzo zresztą możliwe, że mamy tu do czynienia z odruchem bezwarunkowym. Po prostu wyrobnicy mejnstrimu są jak te psy Pawłowa i wystarczy im zapalić żarówkę z napisem „prawica”, albo „konserwatyzm”, a będą się ślinić i warczeć. Sorry, takie mamy media (agorowe). A w tych mediach możemy przeczytać bardzo ciekawe i pouczające rzeczy, często formułowane w formie „listu do redakcji” (I na tym chyba koniec. / Papieros w ręku drga. / A, jeszcze podpis – „Pionier. / Iwan, lat sziest’. Maskwa”). „Panie Prezydencie, nie jesteśmy idiotami” – deklaruje jakaś Agnieszka Zacharewicz-Dylik. To oczywiście bardzo dobrze, że pani Agnieszka jest zadowolona ze swojego (i innych czytelników „Wyborczej”) rozumu, ale nie da się ukryć, że ta hurraoptymistyczna deklaracja nie wszędzie może liczyć na akceptację. Z kolei niejakiej Katarzynie Wronie jest „przykro”, że „przez lata” Andrzej Duda do tej pani „nie miał szacunku”. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem o co chodzi. Czy o to, że A. Duda nie odpowiadał tej kobiecie na „Dzień dobry”, czy może o to, że pani Wrona wysyłała mu na święta makowiec domowej roboty, a on nie zrewanżował się nawet życzeniami – „Smacznego karpia”?  Chyba nie o to, bo  zdaje się, że pani Wrona Andrzeja Dudy osobiście w ogóle nie zna. Zresztą mniejsza z tym, dość, że dama owa sztorcuje prezydenta i domaga się od niego przeprosin. Ja tam nie wiem, ale wydaje mi się, że niektórzy naprawdę przesadzają z tym całym „mocarzem”. A może to te upały? Ale to i tak jeszcze nic, bo wszystkich przebiła niezawodna pani profesor Magdalena Środa, która odkryła, że „Jesteśmy świadkami narodzin nowej politycznej religii” i że mamy do czynienia z „ureligijnieniem PiS” i „upolitycznieniem religii”. Swoją drogą, ciekawe jaką metodologię zastosowała pani Środa, że doszła do takich wniosków. Niewykluczone, że pośliniła palec, wystawiała go na wiatr i voilà – wszystko wiadomo. Z drugiej strony – to pocieszające, że w dzisiejszych zepsutych czasach, kiedy nawet dziatwa szkolna sięga po różne używki, by umilać sobie nimi czas, są jeszcze na tym świecie ludzie, którym żaden alkohol, czy inne dopalacze nie są potrzebne. Obsesja na punkcie Kościoła i religii daje im wystarczającego „kopa”.

Również w mediach zagranicznych zaprzysiężenie A. Dudy wywołało wiele krytycznych  komentarzy. Nie, żeby mnie to jakoś dziwiło. Nie jest żadną tajemnicą, że wielu korespondentów gazet zachodnich ogranicza się do czytania „Wyborczej”, by następnie własnymi słowami opowiedzieć czego się stamtąd dowiedzieli i wysłać to do redakcji, jako korespondencję z naszego kraju. Robota prosta, a zarobek godziwy. Nawiasem mówiąc zawsze było dla mnie tajemnicą po co redakcje angielskich, czy francuski gazet w ogóle przysyłają do nas takich ludzi. Nie prościej byłoby zaprenumerować gazetę Michnika i przedrukowywać zamieszczone tam artykuły, które jakiś tłumacz przekładałby z polskiego na język Szekspira, bądź Moliera? Najwięcej krytycznych komentarzy można było zauważyć w mediach niemieckich i rosyjskich. Niemcy uważają, że może dojść do tarć na linii Warszawa – Berlin, a powodem będą ambicje Polski dążącej do przywództwa w regionie, zaś rosyjskie media nie wierzą, że możliwa jest poprawa w relacjach pomiędzy naszymi krajami. Co ciekawe Rosjanie już teraz wiedzą, że winny będzie Andrzej Duda. Jacyś jasnowidze, czy co? Ciekawe, czy jakby ich zapytać jakie będą wyniki najbliższego losowania totolotka, to też by wiedzieli.

Ale i tak najważniejsze jest to, co na temat zaprzysiężenia A. Dudy powiedział „mendrzec” Europy, czyli Lech Wąłesa. Wałęsa wyjątkowo nie mówił o swoich „koncepcjach”, a zapytany  o nowego prezydenta stwierdził: „ (…) można powiedzieć fenomen – zrobił coś, czego nikt nigdy w Polsce nie dokonał, wygłosił takie przemówienie [orędzie] bez kartki”. A więc mylili się ci, którzy twierdzili, że wszystko – łącznie w wymyśleniem prochu i odkryciem Ameryki – zostało już wcześniej zrobione przez Lecha Wałęsę. Okazuje się, że Duda jest w czymś lepszy od Wałęsy. Wprawdzie były prezydent naszego kraju jest tradycyjnie „za, a nawet przeciw”, więc pewnie za chwilę mu się odmieni i zacznie nowego prezydenta za to orędzie krytykować, ale na razie chwali. Czegóż chcieć więcej?

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka