payssauvage payssauvage
1767
BLOG

Orban, Kaczyński, Trump i konserwatywna kontrrewolucja

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 11
"Panie Prezesie, melduję wykonanie zadania", głosi podpis na jednym z memów, którymi eksplodował Internet, na wieść o zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, a podpisane w ten sposób zdjęcie przedstawia przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, jak dzwoni przez telefon. Oto bowiem stało się coś, co jeszcze rok temu wydawało się scenariuszem z pogranicza political fiction; scenariuszem, na wieść o którym wszyscy "mądrzy i przyzwoici" pukali się w głowę, czy też - używając sformułowania arbitra elegancji, Ryszarda Petru - "walili się w łeb". A im bardziej który rościł sobie pretensje do posiadania arkanów polityki międzynarodowej w małym palcu, tym mocniej sie w te głowę pukał. A tymczasem w Stanach Zjednoczonych powtórzył się scenariusz, który ponad rok wcześniej zrealizował się w Polsce, gdzie zamiast "naszego" Bronka wybrano jakiegoś takiego "nie naszego" Andrzeja - to znaczy kandydat namaszczony przez polityczny establishment i ponad wszelką przyzwoitość pompowany przez mainstreamowe media przegrał w starciu z pretendentem, któremu niemal do samego dnia wyborów nie dawano szans. Nie ukrywam, że kusiło mnie, iżby troche ponatrząsać się z tych wszystkich przemądrzałych domorosłych "analityków" i niniejszy felieton zamienić w kompilacje memów oraz wyliczankę komentarzy, jakimi wybór Donalda Trumpa powitali wszyscy, dla których zwycięstwo Hillary było oczywistą oczywistością. Nie zrobię tego, bo taką kompilację każdy może sobie wykonać na własną rękę i szkoda mi zaprzątać głowy PT Czytelników takimi błahostkami (z dostępnych w sieci zestawień mogę np. polecić to, które zrobił portal wpolityce.pl i z którego zaczerpnąłem mem otwierający niniejszy felieton). Dlatego ograniczę się do zacytowania dwóch tylko komentarzy (tweetów). Jeden wyszedł spod pióra znanego z finezji Jana Hartmana, który nie tylko biega za filozofa, ale w dodatku jest nawet profesorem. Ten, w związku, ze zwycięstwem Trumpa, napisał, że - tu cytat - "świat znalazł się w czarnej d...ie". Pan profesor Hartman jest, jak widać, człowiekiem szczerym, a ponieważ trudno jest mi dopatrzeć się u niego innych zalet, więc dobre i to. Poza tym mam wrażenie, że komentarz Hartmana idealnie (zarówno co do formy, jak co do treści) oddaje nastrój, w jaki lewicę wprawił triumf Trumpa. Drugim komentarzem są słowa ekonomisty, laureata nagrody Nobla i felietonisty "The New York Times" 'a (taka amerykańska Gazeta Wyborcza) - Paula Krugmana, który napisał: "Przerażająca noc. Gniew wśród białej, wiejskiej Ameryki jest większy, niż myślałem." I tym komentarzem Paul Krugman trafił w dziesiątkę, bo w 140 znakach, z jakich składa się tweet zawarł tajemnicę sukcesu nowego prezydenta. Wprawdzie ta "wiejska Ameryka" (rural America) pobrzmiewa "moherowymi beretami", czy - jak kto woli - "starszymi, gorzej wykształconymi z małych ośrodków", ale kiedy odrzucimy ten, jak mawiają za Oceanem, "spin" (czyli po prostu propagandę) otrzymamy to, co najważniejsze, czyli że stara, tradycyjna, konserwatywna Ameryka obudziła się z letargu i zagłosowała na kandydata, który - w jej ocenie - reprezentuje bliskie jej wartości. Amerykanie poszli więc w ślady Węgrów i Polaków, którzy wybrali sobie konserwatywne ekipy rządzące, a w kolejce już ustawiają się Austriacy i Francuzi. Krótko mówiąc, Zachód budzi się z letargu, w którym pogrążyły go lata dominacji liberalnej lewicy (najwyższy czas, bo niedługo nie byłoby co zbierać) i dojrzewa do konserwatywnej kontrrewolucji, czyli po prostu powrotu do tradycyjnych wartości. Polska i Węgry to jaskółki zwiastujące wiosnę, a to czy do niej dojdzie zależy w dużej mierze od najpotężniejszego obecnie polityka świata zachodniego czyli Donalda Trumpa. Jak już pisałem, Donald Trump jest polityczną enigmą i to w gruncie rzeczy był jego największy atut w starciu z panią Clinton, o której (i jej otoczeniu) wyborcy wiedzieli wszystko, co trzeba było wiedzieć by wyrobić sobie zdanie o tym, jak będzie wyglądać jej prezydentura. Tymczasem Trump może się okazać prezydentem fatalnym, choć nie gorszym od Obamy, bo o to byłoby raczej trudno, ale może tez zapisać się w historii swojego narodu i świata złotymi zgłoskami. Czy Donald Trump spełni nadzieje, pokładane w nim przez jego wyborców, tego oczywiście nie wiemy, ale mamy pewne poszlaki, które mogą nas zbliżyć do odpowiedzi na to pytanie. Nowy prezydent ma 70 lat i w swoim życiu właściwie osiągnął wszystko, co mógł. Jedyne co może jeszcze osiągnąć to przejść do historii i odcisnąć na Ameryce swoje piętno, a znając jego gigantyczne ego, można z niemal stuprocentową pewnością zakładać że do tego właśnie będzie dążył. Takie piętno najłatwiej odcisnąć, zmieniając na tyle, na ile się da dotychczasowy kurs amerykańskiej polityki. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że Trump wpłynął do Białego Domu na fali konserwatywnych emocji i musi to brać pod uwagę w swoich działaniach jako prezydent, bo zapewne za cztery lata będzie się ubiegał o kolejną kadencję. W jego interesie jest więc umacnianie żywiołu, który wyniósł go do władzy, a nie osłabianie go poprzez rozszalały marksizm kulturowy i emigrację z krajow trzeciego świata. Koniec końców skłania mnie to do bardzo ostrożnego, ale jednak optymizmu.
payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka