payssauvage payssauvage
2911
BLOG

O dawaniu "w pysk" w kontekście obrony demokracji

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 1
W Piasecznie pozdrawiać nie jest bezpiecznie - zwłaszcza jeżeli pozdrowienia dotyczą brata Adama Michnika. Przekonał się o tym pewien młody człowiek, który poprosił rednacza Wyborczej, by ten pozdrowił od niego swego brata. Za tę psotę został nazwany "chamem" i o mało nie padł ofiarą rękoczynów. Rzecz wyglądała następująco: Adam Michnik, który peregrynuje po Polsce i pielęgnuje więdnącą demokrację, podlewając ją ożywczymi sokami zaczerpniętymi z krynicy swojej mądrości, zawitał też do Piaseczna. Spotkał się tam - nawiasem mówiąc w gmachu miejscowego Urzędu Miasta i Gminy - z działaczami KOD, osieroconymi ostatnio przez Lecha Wałęsę, który za bardziej perspektywiczne od bronienia demokracji z Kijowskim uznał związek partnerski z Grzegorzem Schetyną. Podczas spotkania rednacz tłumaczył dlaczego rządy PiS, to gorzej niż dziewięć plag egipskich zmieszanych z potopem i atakiem na World Trade Center, co zresztą było przywiezieniem drewna do lasu, bo KODziarze wiedzą takie rzeczy i bez wynurzeń nadredaktora. Wiedzą to zwłaszcza ci, którzy za poprzedniej władzy robili na demokracji drogie słomiane interesy, zasysając państwową kasę do swoich fundacji, rozwijających "demokrację lokalna" - jak pewien magister zwany profesorem. Jeżeli nawet owe fundacje tej całej demokracji lokalnej nie rozwinęły, to przecież co ich naczalstwo wypiło i zakąsiło za państwowa kasę, tego im nikt nie odbierze. Wraz z dojściem PiS do władzy dopływ pieniędzy się urwał i dlatego obecnie trzeba walczyć o demokrację nie tylko lokalną, ale i ogólnopolską, by znowu żyło się lepiej. Podczas spotkania z Michnikiem wydarzyło się coś niespodziewanego, coś czego z pewnością nie obejmował program imprezy. Oto pewien młody mężczyzna wstał i uprzejmie poprosił szefa "Wyborczej", by tamten pozdrowił swego brata. Na początku Michnik zapomniał języka w gębie, ale potem odzyskał kontenans i powiedział: "wie pan co, jest pan po prostu głupim chamem". Michnik uznał słowa młodego człowieka za "klasyczne ubeckie argumenty" - powszechnie bowiem wiadomo, że UB notorycznie kazała przesłuchiwanym pozdrawiać braci. Z kolei pewna matrona, siedząca w pierwszym rzędzie, zerwała się z krzesła i podbiegła do grupki mężczyzn krzycząc: "jednemu chociaż dam w pysk". Być może była to znana nam Julka Palmer, ale nie mam pewności. Wiem, że pewnie wielu czytelników oburzyło to zachowanie pani KODziarki, ale w kręgach obrońców demokracji dawanie "w pysk" cieszy się dużym wzięciem. W pysk chciał już dawać sam Władysław Frasyniuk, swego czasu typowany na następcę Kijowskiego. Z kolei "Jurek" Owsiak zaofiarował się, że "przywali z baśki" każdemu, kto nie wykaże się rewerencją w stosunku do Lecha Wałęsy, zaś Wałęsa chce swoim przeciwnikom pomagać "wyskakiwać przez okno". Niejaki Hołdys, nazwał Jarosława Kaczyńskiego ch..., a niejaka Krzywonos d... . Stosunkowo najbardziej kulturalny w tym całym towarzystwie jest pan redaktor Adam Michnik, który od generała kazał się tylko "odpieprzyć" i od czasu do czasu kogoś tam nazwie "chamem". Tak więc zachowanie pani KODziarki nie tylko nie powinno dziwić, ale też doskonale mieści się w normie zachowaniu przyjętych w środowisku żarliwych obrońców demokracji. Jak widać z demokracją nie ma żartów...
payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka