payssauvage payssauvage
1413
BLOG

Der Schweinebraten, a "strajk kobiet"

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 50
Na wstępie należy się wyjaśnienie czytelnikom, którzy nie znają języka niemieckiego, że "der Schweinebraten", to w mowie naszych zachodnich sąsiadów pieczeń wieprzowa. Zapewne w tym momencie większość czytających zadaje sobie pytanie co niby wspólnego ma pieczeń wieprzowa z "ogólnopolskim strajkiem kobiet" i pewnie wydaje im się, że jeszcze mniej niż słoń ze sprawą polską. Nie wykluczam, że gdybym to nie ja był autorem, to zestawienie tych dwóch spraw też wydawałoby mi się niedorzeczne, a jednak okazuje się, że mają one ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Zacznijmy może od tej pieczeni, potrawa ta uzyskała bowiem znaczenie polityczne, gdyż pochylił się nad nią sam Thomas de Maiziere, minister spraw wewnętrznych Republiki Federalnej Niemiec. Od razu wyjaśniam że de Maiziere pochylił się nad nią nie po to, żeby ją wziąć do ust i zjeść, ale po to, żeby zapewnić swoich rodaków, że danie to było jest i będzie częścią niemieckiej kultury. "Niemieckie społeczeństwo musi z jednej strony zachować otwartość na nowe zjawiska, z drugiej zaś strony powinno bronić swoich wartości i tradycji z większą pewnością siebie" - mówił minister podczas wtorkowej konferencji poświęconej integracji imigrantów w Kolonii. "Nikt nie będzie musiał zrezygnować z ukochanych tradycji. W Kolonii do tych tradycji należy kiermasz Bożenarodzeniowy, ale także karnawał, currywurst i pieczeń wieprzowa. Oczywiście także kebab i falafel. Wszystko to pozostanie dalej częścią naszego życia." Słowa te korespondują z sobotnią wypowiedzią kanclerz Angeli Merkel, która na zjeździe CDU zachęcała do pielęgnowania wartości chrześcijańskich, w szczególności do śpiewania kolęd - najlepiej przy akompaniamencie fletu. Nie wiem jak słuchacze zareagowali na wypowiedź de Maiziere'a, ale słowom Angeli Merkel towarzyszyły śmiechy. Ja się zresztą tej reakcji zupełnie nie dziwię. Zachodnioeuropejscy politycy, apelujący o pielęgnowaniu wartości chrześcijańskich i poszanowanie dla tradycji przypominają nieco człowieka, który piłuje gałąź na której siedzi, a kiedy zaczyna ona trzeszczeć i delikwentowi grozi, że spadnie na twarz to zaczyna niespokojnie rozglądać się za kimś, kto poda mu młotek i gwoździe, żeby mógł tę gałąź z powrotem przybić do pnia. Przez ostatnie dziesięciolecia politycy zachodnioeuropejscy o ile otwarcie nie pogardzali wartościami chrześcijańskimi i tradycją, to w najlepszym wypadku byli w stosunku do nich obojętni, nawet jeżeli oficjalnie nazywali siebie chrześcijańskimi demokratami. Ci ludzie chyba faktycznie uwierzyli, że nastąpił sławny "koniec historii", więc możemy spokojnie budować raj na ziemi, w którym "wszyscy ludzie będą braćmi"; że tym razem na pewno się uda, a żadne chrześcijaństwo, czy tradycja nie są nikomu do niczego potrzebne. Obecnie na część polityków Europy Zachodniej przychodzi coś w rodzaju opamiętania, ale obawiam się, że może już być za późno. A co to ma wspólnego z nami? Otóż ma i to sporo. My jeszcze całkiem pewnie siedzimy na swojej gałęzi, ale już idą do nas poprawiacze świata, którzy w jednej ręce mają piłę, a w drugiej kartkę z napisem: "Ręce precz od mojej macicy".
payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka