payssauvage payssauvage
2411
BLOG

Nie „pomazańcy” J. Kaczyńskiego stanowią problem, lecz mianowańcy Stalina

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 69

Ostatnio się okazało się, że pani premier i pan wicepremier są pomazańcami boskimi. Rozumiem, że to oznacza, iż Jarosław Kaczyński ma cechy boskie. Oni odlecieli, to zaślepienie władzą" - stwierdził Rysiek Rubikoń z Nowobogackiej... Pardon, chciałem powiedzieć: Ryszard Petru z Nowoczesnej. "Mamy spadek inwestycji, a będzie dużo gorzej. Obawiam się podatku jednolitego, budżet się nie domyka, dochody są mniejsze, a wydatki rosną. Mam obawy, że to grozi nam poważnym kryzysem gospodarczym" – dodał również ten wybitny ekonomista, który parę dni wcześniej zasłynął opinią, że pieniądze z kredytu są pieniędzmi „zarobionymi". Jak bowiem inaczej rozumieć poniższe słowa, które padły w odpowiedzi na pytanie o kwestię spłaty kredytu zaciągniętego przez Nowoczesną na potrzeby finansowania kampanii wyborczej: "Apelujemy do wszystkich, żeby wpłacali pieniądze (…) po to, żebyśmy mogli szybko spłacić kredyt. (…) My nigdy nie wydawaliśmy pieniędzy, których nie zarobiliśmy.”

Jednak nowoczesny Rysiek nie tylko zna się na ekonomii jak kura na pieprzu, ale po raz kolejny mówi od rzeczy – przypomnijmy więc na czym polegała „afera” z „pomazańcami”.

Otóż na konferencji prasowej, w trakcie której Beata Szydło wystąpiła z wicepremierem Mateuszem Morawieckim, niejaki Knapik z TVN, zapytał Morawieckiego:

"Opozycja sugeruje, że teraz to pan jest pomazańcem Jarosława Kaczyńskiego, a pani premier już nie i teraz pan będzie w rządzie wiódł prym."

Na co premier Beaty Szydło, dostosowując się do konwencji w jakiej padło pytanie, odpowiedziała żartem:

"Skoro żartujemy, to mogę powiedzieć z pełną „powagą”, że oboje z Mateuszem jesteśmy pomazańcami Jarosława Kaczyńskiego. Jarosław Kaczyński zaproponował Prawu i Sprawiedliwości, żebym była kandydatem na premiera i również zaproponował Mateuszowi Morawieckiemu, żeby w naszym rządzie był wicepremierem za sprawy gospodarcze."

Niestety, jak się okazuje nie ma co z głupim żartować, bo przedstawiciele mainstreamu wzięli odpowiedź pani premier śmiertelnie poważnie i zaczęli gardłować, że Szydło i Morawiecki uważają się za „pomazańców”, a Jarosława Kaczyńskiego najwyraźniej za Boga. Trzeba przyznać że media głównego ścieku... Pardon, chciałem powiedzieć „głównego nurtu” mają w takich manipulacjach dużą wprawę, by przypomnieć sprawę „borubara”. Jak pamiętamy, prezydent Lech Kaczyński na pytanie o to, który piłkarz jego zdaniem  grał najlepiej, zadane po meczu  polskiej reprezentacji, odpowiedział "Boruc bardzo" [dobrze się spisał], ale ponieważ odpowiedział niewyraźnie, to Jego słowa przerobiono na "Borubar" i nawet jakiś błazen z tfu!fałenu pobiegł do Artura Boruca i pytał co on na to, że prezydent przekręca jego nazwisko.

Można się zastanawiać skąd bierze się tak niski poziom umysłowy i moralny przedstawicieli mediów głównego ścieku... Pardon, chciałem powiedzieć: mediów głównego nurtu, jak również basujących im polityków – m. in. tych z partii miłości. Oczywiście bierze się to stąd, że wielu spośród tych ludzi to w drugim lub trzecim pokoleniu potomkowie wysokich dygnitarzy komunistycznych (na niwie dziennikarskiej nie jest to wszak jedna tylko Stokrotka). Jak zaś wyglądała moralność komunistów (zwłaszcza przed wojną) niech świadczy często przytaczany przez Leszka Żebrowskiego fakt, że komunistyczni towarzysze otrzymywali swoje małżonki z nadania partii i taka małżonka z dnia na dzień mogła dostać rozkaz, by rozwieść się z danym towarzyszem i poślubić jakiegoś innego. I ona ten rozkaz bez szemrania wykonywała.

Warto też pamiętać, że pochodzące z mianowania Józefa Stalina władze tak zwanej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej składały się z trzech zasadniczych części: po pierwsze – z komunistów, którzy działali na ziemiach polskich przed wojną (z przewagą towarzyszy narodowości żydowskiej). Po drugie – z Polaków mieszkających w ZSRS, których w ramach przygotowania elit dla przyszłej komunistycznej Polski przerabiano na nastajszczych Sowietów. Tych, których nie udało się skomunizować (czyli znakomitej większości) zabito w ramach tak zwanej „operacji polskiej” NKWD, kiedy to w l. 1937-38 zamordowano ok. 140 tys. Polaków. Natomiast trzecia część to byli pospolici bandyci, których Druga Rzeczpospolita po napadzie Hitlera wypuściła z więzień. Bandyci, jak to bandyci, po wypuszczeniu na wolność wrócili do tego, za co poszli siedzieć, czyli do napadów, rabunków i gwałtów. Ponieważ jednak byli za słabi, żeby samodzielnie przetrwać starcia z polskim podziemiem, które ich bezlitośnie tępiło, wiązali się z komunistami i tworzyli brygady tzw. Gwardii Ludowej.

I to właśnie tacy ludzie w PRL-u stanowili elitę władzy, zastępując prawdziwe elity przedwojennej Polski, wymordowane przez hitlerowskich Niemców i Sowietów. Ich dzieci i wnuki wytrzepały słomę z butów, nauczyły się języków obcych, pokończyły dobre szkoły i teraz udają polityków, artystów, czy dziennikarzy, ale, jak widać, genów nie da się zmienić i słoma z butów zawsze w końcu wylezie. Właśnie ci mianowańcy Stalina – nie ma znaczenia, że w drugim, czy trzecim pokoleniu, skoro pozycję i prestiż zawdzięczają wyłącznie urodzeniu – są naszym największym problemem.  

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka