payssauvage payssauvage
2563
BLOG

„Nadzwyczajne zjazdy” kontra PiS – po sędziach kolej na historyków

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 44

Niektórzy twierdzą, że to bardzo dobrze, iż Temida ma zasłonięte oczy, bo w przeciwnym razie, widząc co się wyprawiają niektórzy polscy sędziowie, spaliłaby się ze wstydu, niczym ta tęcza, co niegdyś stała na Placu Zbawiciela w Warszawie. Przychylając się do tej opinii muszę jednocześnie wyrazić ubolewanie, że przepaski na oczach nie nosi Klio - muza historii, przez co, patrząc na wyczyny polskich historyków pewnie musi chodzić czerwona, jak burak ze wstydu i spocona ze zdenerwowania, niczym Chlebowski pytany na konferencji prasowej o niebezpieczne związki z różnymi "biznesmenami" podejrzanej konduity. Nie przez przypadek najpierw wspomniałem o sędziach, a potem o historykach, albowiem po "nadzwyczajnym zjeździe sędziów", który nie tak dawno odbył się w potworkowatym pałacu imienia Józefa Stalina, teraz na 5-go listopada planowany jest „nadzwyczajny zjazd badaczy dziejów najnowszych".

Ach, kogóż tam nie będzie!... No, gdybym był złośliwy (a przecież jestem), to bym napisał, że nie będzie tam historyków - ale nie uprzedzajmy faktów i oddajmy na chwilę głos Gazecie Wiadomej, która już teraz nasładza się tym przyszłym zjazdem "badaczy dziejów", niepomna widać klapy, jaką zakończył się nadzwyczajny sabat leśnych dziadków w togach.

„Historycy z Uniwersytetu Warszawskiego zwołują 5 listopada Nadzwyczajny Zjazd Badaczy Dziejów Najnowszych. Chcą dyskutować o upolitycznianiu historii przez rządzących.

"Z dużym niepokojem obserwujemy zmiany zachodzące w obszarze naszych zainteresowań naukowych. Historia najnowsza podlega postępującej ideologizacji, mitologizacji, instrumentalizacji i wręcz banalizacji" - piszą organizatorzy w liście-zaproszeniu rozsyłanym do badaczy dziejów najnowszych.

- Chodzi przede wszystkim o wyrażenie solidarności z kierownictwem Muzeum Historii II Wojny Światowej oraz historykami zwalnianymi przez nowe władze z IPN (…).

Pod zaproszeniem podpisali się A. Paczkowski, E. Domańska, a także Karol Modzelewski i Henryk Samsonowicz, których Gazeta W. szczególnie reklamuje jako „świadków historii” (?) i „wybitnych uczonych”. Zaproszenia dostali także prof. prof.  Andrzej Nowak oraz Jan Żaryn, ale na zjeździe się nie pojawią. Pojawią się za to A. Friszke, M. Kula, J. Pomorski oraz Paweł Machcewicz.

Fiszke zasłynął nie tylko krytyką wypowiedzi minister Zalewskiej ws. Jedwabnego, ale także zdolnościami profetycznymi, stwierdzając: „Nawet jeśli ekshumację [ofiar zamordowanych w Jedwabnem] się dokończy, będą podobne wyniki.” Z kolei Machcewicza czerscy obcmokują, jako „twórcę” Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku oraz męczennika in spe, „którego od kilku miesięcy władze próbują odwołać ze stanowiska.” Otóż, ja mam nadzieję, że władze w końcu przestaną „próbować”, tylko wreszcie go wywalą. Przypomnę – o czym już pisałem – , że Machcewicz, swego czasu szef pionu edukacji Instytutu Pamięci Narodowej, rozgraniczył dwa rodzaje świadków ws. Jedwabnego: świadków naocznych – Polaków oraz członków społeczności żydowskiej, którzy nie byli obecni w czasie zajść w Jedwabnem, ale ich relacje zostały z jakiegoś zagadkowego powodu wykorzystane w dochodzeniu do "prawdy". Oto, co pan Machcewicz, cytowany przez Leszka Żebrowskiego, pisze o relacjach naocznych świadków – Polaków: w opinii Machcewicza „(...) nacechowane są [one] subiektywizmem, emocjami, często zawierają informacje zasłyszane, niesprawdzone, będące wyrazem obiegowych czy wręcz stereotypowych sądów." Z kolei jeżeli chodzi o Żydów, to - zdaniem historyka IPN - nie ważne, że nie byli oni świadkami: "nie przekreśla to ich wartości, ponieważ nawet jeśli niejednokrotnie prezentują zdeformowany obraz rzeczywistości, są często bardzo ważnym źródłem dla odtworzenia nastrojów w polskiej ludności".  Jeżeli taki „historyk” miałby być dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej, to chyba nietrudno sobie wyobrazić, jak ono by wyglądało.

Tutaj taka mała dygresja. Czytając ostatnio i słuchając o różnych wyczynach przedstawicieli naszych, pożal się Boże, „elit” patrzyłem również na zdjęcia tych ludzi: między innymi na zdjęcia Machcewicza, profesora Piotra Balcerowicza (tego, co buczał na wiceminister kultury i uważał to za normalne), no i oczywiście wszechobecnego Rzeplińskiego (z opcją zamiany na Stępnia). Otóż, patrząc na tych trzech akurat (naprawdę zachęcam, żeby porównać sobie ich zdjęcia) nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to jest jeden i ten sam facet, tylko raz jest gruby i siwy, a raz chudy i łysy (chyba spuszczają z niego powietrze i golą). W końcu doszedłem do wniosku że to w istocie jest ten sam facet – oczywiście nie w sensie dosłownym, ale w sensie mentalnym i to do tego stopnia, że jakby Rzeplińskiego zamienić na Machcewicza, a w miejsce Machcewicza wstawić P. Balcerowicza, to nikt by się nie zorientował i wszyscy oni ględziliby to samo. No i to jest po prostu przerażające, bo to wszystko są ludzie odlani z tej samej formy: zero indywidualności, zero osobowości i zero samodzielnego myślenia. I tutaj pojawia się pytanie, jak takie osoby mają odgrywać rolę intelektualistów, którzy będą przewodzić narodowi i dawać odpowiedzi na wyzwania jakie stawia świat, skoro tam w głowach hula wiatr. Przecież wiadomo, że ex nihilo nihil fit.

Na koniec chciałem jeszcze napisać trochę o pp. Karolu Modzelewskim i Henryku Samsonowiczu, których Gazeta W. reklamuje jako „świadków historii” i „wybitnych uczonych”, a którzy są, jak rozumiem, „spirytusami mowensami” tego całego zjazdu. Przede wszystkim, pierwsza refleksja, jaka się nasuwa to taka, że prawdziwym „spirytusem”, który za tym stoi jest „wybitny historyk” mgr Adam Michnik. Szkoda, że zabraknie go na zjeździe (bo chyba zabraknie, żeby nie robić ostentacji), tak samo, jak innego „wybitnego historyka” mgr Cichego. Jak pamiętamy, w 50. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego „badacz dziejów najnowszych” Cichy opublikował na łamach Gazety Wyborczej poprzedzony wstępem Michnika tekst, czy raczej – jak nazwał go Leszek Żebrowski – paszkwil, oskarżający żołnierzy AK i NSZ o mordowanie Żydów w czasie walk w 1944 r.  Do dziś nie słyszałem, żeby któryś z nich przeprosił – to znaczy Cichy opublikował coś na kształt przeprosin, jednak napisał tylko, że jest mu przykro, iż opublikował swój tekst w takim akurat momencie (50. rocznica), a tego, co napisał nie odwołał.

„Świadek historii” Samsonowicz, zasłynął między innymi tym, że jako minister edukacji w rządzie Mazowieckiego powołał, nie wiadomo na jakiej zasadzie „zespół badawczy”, w skład którego wchodziło trzech profesorów (Kroll, Holzer, Ajnenkiel) i jeden magister – Adam Michnik, który zresztą w tym towarzystwie był chyba najważniejszy. „Zespół” buszował sobie beztrosko po archiwach MSW przez 2 i pół miesiąca – nie wiadomo kto zażądał jakiej teczki, kiedy ją otrzymał, kiedy zwrócił, co skopiował lub wynotował, a wszystko to powinno być uwidocznione. Kiedy zastanawiamy się na łatwością z jaką nadredachtor Gazety W. sprawował rząd dusz polskiej inteligencji wywodzącej się z PRL powinniśmy o tym zdarzeniu pamiętać, a Samsonowicz chyba powinien ponieść jakieś konsekwencje swojej decyzji.

No i wreszcie „świadek historii” Modzelewski, ur. w 1937 r. w Moskwie, jako Cyryl Budniewicz, który obecne nazwisko zawdzięcza Zygmuntowi Modzelewskiemu (działaczowi kolejno SDKPiL, KPP, PPR i w końcu członowi KC PZPR i ministrowi spraw zagranicznych PRL), z którym w 1939 r. związała się jego matka, Natalia Wilder. 20-letni Cyryl, już jako Karol Modzelewski, wstąpił do PZPR, z której wyrzucono go w 1964 r. razem z innym „świadkiem historii” Kuroniem. Obaj opublikowali potem słynny „List otwarty”,  w którym wprawdzie krytykowali partię komunistyczną, ale z pozycji trockistowskich, czyli za to, że była niedostatecznie lewicowa. Swoją drogą, Kuroń gdyby żył to, jako historyk, też mógłby wziąć udział w zjeździe i opowiedzieć np. o tym, jak przyprowadził ubeka Wiktora Herera, oprawcę Jana Rodowicza („Anody”) żeby „doradzał” Solidarności, jako ekspert od rolnictwa, a na protesty prof. Wiesława Chrzanowskiego (którego Herer również katował) odpowiedział: „Jak się nie podoba, to możecie wyjść.”

Tak więc, tacy oto „historycy” będą się produkować 5-go listopada, dając ze słusznych pozycji odpór „postępującej ideologizacji, mitologizacji, instrumentalizacji i wręcz banalizacji” historii. A mnie się wydaje, że obecna ekipa rządowa wcale nie przejawia ciągot, do którejkolwiek z wymienionych „-zacji”, natomiast nie godzi się na uprawianie bezczelnej propagandy, służącej na dodatek obcym interesom politycznym i nazywanie tego „nauką”.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka