payssauvage payssauvage
3893
BLOG

Andrzej Duda w Nowym Jorku, Ryszard Petru na Twitterze...

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 53

Przysłowia są podobno mądrością narodów, ale z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, że zawarte w nich wskazówki często wzajemnie się wykluczają, co miało miejsce już u starożytnych Rzymian, którzy do tworzenia zgrabnych i nierzadko bardzo trafnych posiedzeń mieli prawdziwy talent. Jednak i tam mamy przykłady przysłów, które są wzajemnie sprzeczne. Oto np. z jednej strony Rzymianie mawiali, że zwłoka niesie ze sobą niebezpieczeństwo (periculum in mora), a z drugiej kazali spieszyć się powoli (festina lente), która to wskazówkę, daleko wcześniej przed jej ubraniem w zacytowane słowa przez cesarza Augusta, najpełniej i doskonałym skutkiem zastosował Kwintus Fabiusz Maksymus, dwukrotny dyktator i pięciokrotny konsul, który zwlekaniem uratował sprawy (cunctando rem restituere) republiki zmagającej się na śmierć i życie z Hannibalem.

W języku polskim też mamy takie przypadki - jedni np. zalecają "siedź w kącie, znajdą cię", inni z kolei twierdzą, że „wszystko się zrobi, co się robi, byleby się robiło.” Znowu - tych dwóch rzeczy nie da się pogodzić, bo albo jesteśmy pasywni i robimy za popychadło, albo jesteśmy aktywni i staramy się własnymi działaniami współkształtować rzeczywistości. Przenosząc te rozważania na grunt polskiej polityki zauważymy, że dotychczas dominowała postawa pierwsza, wyrażająca się skrótowo w bon mocie "profesora" Bartoszewskiego, który nasz kraj określił mianem „brzydkiej panny bez posagu", i którego działalność, jako ministra spraw zagranicznych (na nasze nieszczęście dwukrotnego) powinna być - pisałem to już, ale  powtórzę jeszcze raz - przedmiotem wnikliwych studiów przyszłych polskich dyplomatów, żeby wiedzieli oni jak polityki zagranicznej nie prowadzić. Jeżeli ktoś myśli, że przesadzam, to proponuję przeanalizować wystąpienia szefów dyplomacji naszych bezpośrednich sąsiadów i innych krajów naszego regionu: państw bałtyckich, Węgier, Białorusi, Ukrainy, Słowacji, Czech) w poszukiwaniu podobnych słów. To wszystko są kraje słabsze i - za wyjątkiem Ukrainy - mniejsze (czasem kilka razy) od Polski, ale one w odróżnieniu od III RP potrafią się szanować i nikt tam nic o "brzydkich pannach" nie opowiada.

Tym bardziej cieszy, że po objęciu władzy przez PiS w polskiej polityce, w tym w szczególności zagranicznej, znalazła prawo obywatelstwa postawa druga - tak naprawdę jedyna godna człowieka, który chciałby się nazywać politykiem i być sternikiem nawy państwowej. Ostatnio obserwujemy prawdziwą ofensywę dyplomatyczną w wykonaniu państwa polskiego. Dopiero co mieliśmy spotkanie V4 (na które zresztą wprosiła się kanclerz Merkel), potem forum w Krynicy z udziałem Viktora Orbana, a teraz wizytę prezydenta Dudy w Nowym Jorku. Po drodze była też wizyta szefów MSZ i MSW w Wielkiej Brytanii.

Zanim napiszę o aktywności prezydenta Dudy (wizyta w Stanach Zjednoczonych jest tylko jednym z jej przejawów), chciałbym zwrócić uwagę na Grupę Wyszehradzką, która już nawet nie to, że jest dla Niemiec solą w oku, ale wprost ością w gardle, która mogą się zadławić, a w każdym razie tego się chyba boją i próbują siać niezgodę wewnątrz państw V4. Z lewicowych ośrodków propagandowych co i rusz płyną rewelacje, że z tej całej Grupy Wyszehradzkiej będą nici, bo Czechom i Słowacji bliżej do Berlina, niż do Warszawy. Ostatnio zaczęła się też gra na poróżnienie Polski i Węgier. Oto pewna lewacka, jadowicie antypisowska propagandystka, pogoniona precz (i słusznie) z TVP „dowiedziała się”, z „kuluarowych źródeł”, że po spotkaniu z prezesem PiS V. Orban, powiedział  do jednego z „zachodnich dyplomatów” (coś mi się wydaje, że mówiącego na co dzień po niemiecku), iż „spędził upojne chwile z szaleńcem, którego powinno się do zakładu psychiatrycznego skierować”. Tak przynajmniej dama owa konfabulowała w radiu, którego nazwa jest kojarzona ze słowem "rynsztok". No cóż, nie da się ukryć, że w kuluarach można „usłyszeć” wszystko, co nam pasuje, również sekrety na temat żywotów różnych pań swawolnych, które „przez łóżek sto przechodzą szparko stają się damą i dziennikarką”. Jak więc widać, jest to broń obosieczna, o czym zwłaszcza lewicowe propagandystki poprzebierane dla niepoznaki za dziennikarki powinny chyba pamiętać.

Ale już mniejsza o panie swawolne, bo są ważniejsze rzeczy i do ich omówienia chciałbym teraz przejść, poświęcając kilka słów aktywności obecnego prezydenta. Jak wyglądała prezydentura Komorowskiego, to, mam wrażenie, wszyscy pamiętamy. Jej symbolem chyba już na zawsze pozostaną: japońskie krzesło, ukraińskie jajko rozsmarowane na garniturze i bigos, którego przyrządzenia Komorowski uczył Amerykanów. Prezydentura Andrzeja Dudy to całkowita zmiana jakościowa – jest to prezydentura nastawiona na budowę pozycji Polski jako regionalnego lidera, wokół którego gromadzić się będą państwa Europy Środkowo-Wschodniej. W czasie niewiele ponad roku urzędowania Andrzej Duda odbył prawie 30 wizyt zagranicznych, jednak nie chodzi tutaj o liczbę, ale o ich praktyczne znaczenie, objawiające się w tym, że są one podporządkowane pewnemu, wyżej zarysowanego planowi politycznemu. W praktyce najważniejsze wydają się wizyta w Chinach, na Chorwacji, gdzie podpisano deklarację ws. Trójmorza oraz wizyty w USA (obecną jest trzecia). W tym ostatnim wypadku najważniejsze jest to, że prezydent wykorzystuje pobyty w Stanach Zjednoczonych do kontaktów z tamtejszą Polonią, którą zachęca do tego by działania na rzecz Polski i przeciwstawiania się szkalowaniu dobrego imienia naszego kraju. To ogromnie ważne, bo zbudowanie w Stanach Zjednoczonych polskiego lobby, wystarczająco silnego, żeby wpływać na politykę USA powinno być (i jak widać - jest) jednym z priorytetów polskiej polityki zagranicznej. Nie ma powodu, żeby nie naśladować dobrych wzorców, więc tutaj polska polityka zagraniczna powinna brać przykład z Izraela.

Ktoś może zapytać co to ma wspólnego z Ryszardem Petru. Otóż przeczytałem, że ostatnio Prawo i Sprawiedliwość jest w defensywie w mediach społecznościowych, które (w szczególności Twitter) zostały opanowane przez trolle od Ryszarda Petru. Te ostatnie podobno zorganizowały akcje tropienia działaczy PiS w spółkach Skarbu Państwa, pod którą to inicjatywę po cichu podczepiła się Platforma Obywatelska. W przypadku Nowoczesnej zakładanie zbroi rycerza bez skazy, który będzie walczył z „zawłaszczaniem” spółek SP jest o tyle łatwiejsze, że formalnie partia ta nie była jeszcze u władzy, bo powstała w zeszłym roku, jako swego rodzaju zemsta zza grobu Bronisława Geremka, któremu Donald Tusk, tworząc w 2001 r. Platformę Obywatelską, wyprowadził z partii KLD, czym dobił Unię Wolności, zaś w 2015 r.  powstanie Nowoczesnej (utworzona z młodzieżówki Unii Wolności) osłabiło PO. Jednak co innego w przypadku partii, która przez dwie kadencje rządziła Polską, zamieniając ją w ch…, d…, i kamieni kupę, a wsławiła się m.in. tym, że dla byłego ministra skarbu, który katarskiego inwestora dla polskich stoczni szukał w Internecie, ale nie znalazł, stworzyła na papierze spółkę, zajmującą się energią jądrową, z której energii nuklearnej było na lekarstwo, ale za idące w dziesiątki tys. zł pobory były jak najbardziej prawdziwe. W tym przypadku strojenie się w szaty obrońcy moralności może już tylko śmieszyć. Ryszarda Petru chciałem tutaj wykorzystać, jako porównanie. Oto mamy bowiem realne działania prezydenta, który konsekwentnie i z widocznymi efektami buduje pozycję zagraniczną Polski i mamy lidera opozycji (a przynajmniej tak się kreującego), który swoimi dokazywaniami w „obronie demokracji” tę pozycję tylko osłabia (bo szkodzi wizerunkowi kraju), a największe sukcesy odnosi w przestrzeni wirtualnej. I ja sobie tak myślę, że najlepiej by było dla nas, żeby, skoro już w tej przestrzeni wirtualnej zagościł, tam już pozostał. Polska doskonale sobie przez niego poradzi.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka