payssauvage payssauvage
3506
BLOG

Czy polscy sędziowie spotykają się z „ukraińskimi singielkami”?

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 53

Niedawno cały Twitter zatrząsł się od śmiechu za sprawą Tomasza Lisa, który na swoim profilu umieścił zrzut ekranu z portalu Niezależna. Była  na nim reklama zachęcająca do spotkań z ukraińskimi singielkami. Lis nabijał się że niby: patrzcie jakie ci pisowcy reklamy umieszczają na swoich stronach i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że była to reklama śledząca (czego biedak najwidoczniej nie wiedział), a więc indywidualnie profilowana pod konkretnego użytkownika na podstawie historii przeglądanych stron internetowych. Innymi słowy, wyskakuje ci to, co przeglądałeś w Internecie. Jak samochody – to reklama samochodów; jak elektronika – to reklama elektroniki; no, a jak ukraińskie singielki, to wiadomo... W przypadku Tomasza Lisa mieliśmy więc do czynienia z tak zwanym – mówiąc językiem "internetów" – „samozaoraniem”, czyli autokompromitacją. Teraz chłopina siedzi na Twitterze i banuje wszystko, co się rusza, bo użytkownicy stworzyli hashtag #ReklamyLisa, pod którym natrząsają się z naczelnego „Newsweeka”.

Aliści - jak mawia pewien stary budowniczy bloków ("Za komentarz. Blok.") - nie tylko redaktorzy niemieckich, polskojęzycznych tygodników mają predylekcję do autokompromitacji, bo takową – jak się okazuje – odznaczają się także niektórzy polscy sędziowie. Oto w Warszawie odbywa się nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich i bardzo dobrze, że się odbywa, bo dzięki niemu mogliśmy sobie obejrzeć środowisko sędziowskie w tak zwanej pełnej krasie i przy okazji pozbyć się złudzeń co do tych ludzi - oczywiście, o ile ktoś jeszcze jakieś złudzenia na temat polskich sędziów posiadał. Zaznaczam, że nie mówię tutaj o zwyczajnych, „szeregowych” przedstawicielach środowiska sędziowskiego, bo w Polsce na pewno są uczciwi i kompetentni sędziowie – zaryzykuję nawet twierdzenie, że jest ich niemało. Mnie chodzi bardziej o przedstawicieli sędziowskiego establishmentu, który zwalił się do Warszawy i w pałacu im. Stalina urządził sobie konwentykl.

Najbardziej wzruszyła mnie pani profesor Gersdorf – Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, która tak pięknie mówiła, jacy to sędziowie są fajni.  Sędziowie "nie są politykami, mafią czy grupą kolesi i bronią państwa prawa, które nie jest ani z lewicy, ani z prawicy". No, jeżeli tak mówi sama pani sędzia Gersdorf, to jakże jej zaprzeczać, choć z drugiej strony nie da się ukryć, że z tym "państwem prawa", którego tak podobno "bronią" sędziowie, to różnie w Polsce bywało. Ktoś mógłby np. zapytać ile jest warte to całe "państwo prawa", skoro przez dwadzieścia pięć lat nie było w stanie osądzić Kiszczaka i Jaruzelskiego, aż w końcu obaj zainteresowani taktownie poumierali i problem rozwiązał się sam. Ile warte jest państwo prawa, które nie potrafiło rozwiązać sprawy zabójstwa K. Olewnika, albo zabójstwa gen. Papały, za to potrafiło skazać emerytkę za niewydanie paragonu fiskalnego, czym naraziła ona fiskusa na stratę całych dwóch groszy, albo w osobie „sędziego na telefon” z gdańskiego Sądu Okręgowego wstawało na baczność, kiedy dziennikarz urządził małą prowokacje i podając się za pracownika kancelarii premiera zasugerował, że dobrze by było zatuszować pewne sprawy, niewygodne dla władzy "obywatelskiej" i Geniusza Kaszub osobiście. No, więc czego broni pani profesor Gersdorf do spółki ze swoimi kolegami? Czym jest to całe „państwo prawa”?  Czy to aby nie jest rodzaj makiety – dekoracji, za którymi odbywa się masowy szaber? I to na dodatek dekoracji kiepskich, bo nawet ślepy zorientuje się, że to wszystko "pic na wodę, fotomontaż" i szczęście dla Temidy, że ma zasłonięte oczy, bo jakby musiała na to wszystko patrzeć, to by się spaliła ze wstydu.

Ale i tak jeszcze lepiej popłynął prezes TK Andrzej Rzepliński, też zresztą profesor, który oznajmił, że na początku obecnej kadencji Sejmu "wielu czuło się zaskoczonych i bezbronnych wobec argumentu - my jesteśmy suwerenem". Wg Rzeplińskiego "suwerenem są również sędziowie, którzy wydają wyroki w imieniu Rzeczypospolitej, w imieniu suwerena." No, to albo sędziowie suwerenem, albo wydają wyroki w imieniu suwerena. I takie - urągające elementarnej logice - farmazony wygaduje facet będący szefem organu, który każdą ustawę może sobie po uważaniu wywalić do kosza, jeżeli taką akurat ma fantazję. I temu człowiekowi sędziowie zgromadzeni na Kongresie zgotowali owację na stojąco...

No, a skoro tak, to już nie ma się co dziwić, że jeden z sędziów uczestniczących w Kongresie wygłosił opinię następującą:

Załóżmy, że jutro Jarosław Kaczyński pojedzie na Nowogrodzką, zabierze kota, bo jest niedziela. Asystent przyniesie mu kawę, weekendową prasę i wydrukowaną uchwałę z dzisiejszego dnia.

Sądzę, że prezes Kaczyński odsunie kawę i prasę, zerknie na uchwałę.
W moim przekonaniu osobistym - zagnie lewy róg, prawy, złamie na pół, odejmie oba rogi i zrobi z tej uchwały jaskółkę, rzuci kotu i powie: Fiona, łap ptaszka. A Fiona nawet głową nie ruszy. Ani jednego, ani drugiego nie interesuje to, co dzisiaj tu powiemy, ani uchwalimy.

Szczerze mówiąc, moim zdaniem uchwała podjęta przez ludzi takich, jak ci uczestniczący w Kongresie Sędziów, którzy swoimi własnymi słowami  wystawili sobie  opinię taką, jakiej  nie potrafiłby im wystawić najgorszy wróg, chcący ich skompromitować w oczach opinii publicznej, na nic innego nie zasługują, a właściwie rzecz biorąc takie potraktowanie tej uchwały byłoby chyba dla niej nawet nobilitacją.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka