payssauvage payssauvage
1577
BLOG

Jarosław Kaczyński jako Ryszard III

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 45

Uff… Wprawdzie słońce praży niemiłosiernie, ale za to możemy odetchnąć z ulgą, bo Daniel Olbrychski zgodził się  z Norwidem. To świetna wiadomość, bo gdyby taki gigant intelektu, jak Olbrychski nie zgodził się z Cyprianem Kamilem, albo co gorsza wyraził się o jego dorobku niepochlebienie, to  wszystkie dzieła Norwida trzeba by było z miejsca puścić z dymem, jak, nie przymierzając, teczki SB w ’89 r. Na szczęście póki co to nam nie grozi, bo pan Daniel zgodził się z autorem „Promethidiona”, że jako Polacy „jesteśmy wielkim narodem, ale żadnym społeczeństwem”. Wprawdzie nie jestem pewien, czy Olbrychski rzeczywiście rozumie, co Norwid miał na myśli (w szczególności, co poeta rozumiał pod pojęciem „społeczeństwo”), ale sam fakt, że słyszał on o facecie, który umarł grubo ponad sto lat temu, a nawet umie zacytować – już mniejsza o to , czy ze zrozumieniem – coś, co tamten napisał, czyni z pana Daniela człeka niepospolicie mądrego. A jeżeli jeszcze wziąć po uwagę fakt, że w PRL pan Daniel dziarsko maszerował w pochodach pierwszomajowych, a post-PRL wspierał siły światłości i postępu ze szczególnym uwzględnieniem Platformy Obywatelskiej, że mało mu dłonie nie obrzękły od klaskania, to Olbrychski z miejsca zacznie nam się jawić jako intelektualista pełną gębą (a nawet dwiema), godny tego, by sama Gazeta Wyborcza robiła z nim wywiady.

No więc gazeta wywiad przeprowadziła, a „intelektualista” powiedział, co wiedział: „Jarosław Kaczyński jawi mi się jako Ryszard III. Tak się zaczyna monolog Szekspirowskiego Ryszarda III: (cytuję z pamięci) Jestem mały, jestem brzydki. Psy na mój widok wyją, kobiety nie chcą ze mną tańczyć. Co mam zrobić? No muszą się mnie bać. A żeby się go bali, musi mieć władzę. Żeby zaś mieć władzę w tamtych czasach, trzeba było mordować. I tak się rozwija historia Ryszarda III, a kończy się jak wiadomo - konia, konia, królestwo za konia.”I to jest jednak kapitalne, że Olbrychskiemu akurat skojarzyło się tak, a nie inaczej. Przecież te bzdury o ostatnim królu Anglii z dynastii Yorków, powtarzane przez pana Daniela to po prostu wymysły czołowego propagandysty Tudorów, niejakiego Szekspira Wilhelma, który obsmarowywał jak mógł Ryszarda, po to po jego trupie (dosłownie) Henryk VII Tudor, dziadek Elżbiety I, chlebodawczyni Szekspira, dostał się na tron Anglii.

Problem w tym, że Tudorowie byli walijskimi parweniuszami, którzy do władzy i zaszczytów doszli przez łóżko, w którym protoplasta rodu, Owain ap Maredudd ap Tudur sypiał z Katarzyną de Valois, wdową po Henryku V, ostatnim władcy z dynastii Lancasterów. Owain, początkowo paź na dworze ostatniego Lancastera, zasłużył się pod Azincourt, a po śmierci Henryka V podobno „sekretnie poślubił” Katarzynę (tak przynajmniej twierdzi angielska wiki). Poślubił, czy nie poślubił - dość, że z ich związku zrodził się m.in. Edmund Tudor, pierwszy earl Richmond, a zarazem tatuś przyszłego Henryka VII, który ożenił się z Małgorzatą Beaufort, prawnuczką Jana z Gandawy (czwarty syn Edwarda III, pierwszy książę Lancaster). Już nawet pomijając inklinację antenatów Henryka Tudora do związków pozamałżeńskich (Jan  z Gandawy też przez dłuższy czas „żył na kocia łapę” zanim zalegalizował związek ze swoją kochanką), jego prawa do tronu i tak były mocno problematyczne, a władzę udało mu się osiągnąć jedynie dzięki temu, że zdołał szybko i skutecznie zaszlachtować pod Bosworth legalnego władcę, Ryszarda III. No więc trzeba było doprawić Ryszardowi gębę opętanego żądzą władzy „kurdupla”, który nie miał prawa jazdy, ani konta w banku i chciał w Anglii wprowadzić faszyzm, ale na szczęście przeszkodził mu w tym wysoki i przystojny (chociaż niestety rudy…) Henryk, który nosił nienagannie skrojone zbroje oraz świetnie haratał w gałę, a nawet niechybnie zostałby prezydentem Unii Europejskiej, ale wtedy jeszcze nie było Unii Europejskiej. Natychmiast wzięła się za to „historiografia” Tudorów, ale wówczas, podobnie jak dzisiaj, mało kto czytał książki historyczne (i to nawet wówczas, jeżeli przypadkiem umiał czytać), natomiast wszyscy, tak jak obecnie, oglądali telewizję, która wtedy nazywała się teatr i wszystko szło na żywo. No więc zatrudniło się niezwykle utalentowanego wierszokletę Szekspira (choć niektórzy twierdzą, że Rogera Bacona) i powiedziało mu się: „Wicie-rozumicie”. No i on zrozumiał, i tak w swojej sztuce obsmarował nieszczęsnego Ryszarda, że niektórzy słabujący na umyśle aktorzy do dzisiaj te rzeczy powtarzają, myśląc, że to wszystko naprawdę.

Na pierwszy rzut oka może dziwić zatrudnianie w charakterze „autorytetów moralnych” ludzi, których jedną zaletą (oprócz mocnej wątroby) jest to, że potrafią powtarzać po innych – przecież taniej by wyszło zatrudnić pierwszą lepszą papugę (taką ze skrzydłami, nie taką w todze). Problem z papugą jest jednak taki, że trzeba zawsze pamiętać, którą ręką „zadać” jej pieprz, bo w razie pomyłki zamiast „Lieber Kaiser!” ptaszysko gotowe zacząć się drzeć: „Kaiser Idiot!”. Tymczasem z aktorami takiego problemu nie ma. Nawet jakby któryś faktycznie chciał się wybić na intelektualną niepodległość i podzielić się jakąś oryginalną myślą, to i tak koniec końców zacznie mówić schematami wypracowanymi w II połowie XVI wieku na małej wyspie między Atlantykiem, a Morzem Północnym, gdzie jak nie wieje, to znów leje. I znowu się okaże, że wszystkiemu winien jest Ryszard, nawet jeżeli akurat na imię ma Jarosław.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka