payssauvage payssauvage
3171
BLOG

Jarosław Kaczyński zabrał show opozycji, która znów szła donikąd

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 91

Dziś odbył się kolejny spacer KOD-u, którego członkowie najwyraźniej cierpią na zespół niespokojnych nóg i z związku z tym nie mogą usiedzieć w miejscu. Chodzą więc i chodzą, z czego wprawdzie pożytku jest niewiele, ale może chociaż rozchodzą skurcze nóg, o które nietrudno, jak się przez całe lata zajmuje stołki, jak nie w PZPN, to znów w mediach, albo w administracji. Stołki bowiem, mimo że wygodne i dobrze płatne, wymuszają siedzący tryb życia, który jest bardzo niezdrowy dla organizmu. Tymczasem spacery na świeżym powietrzu w słoneczny dzień oraz energiczne podskoki, w których zwłaszcza wyspecjalizował się Roman Giertych, dodają sił witalnych i pozytywnej energii.

Z tych wszystkich powodów wiosenny spacer pań kodziarek i panów kodziarzy powitałem z dużym zadowoleniem, choć również z pewnym niedosytem, bo wydaje mi się, że po tylu latach siedzącego trybu życia należy zastosować bardziej forsowne ćwiczenia. A gdyby tak zamiast spaceru zorganizować przejazd rowerowy? Albo jeszcze lepiej – niech wszyscy „obrońcy demokracji” pojadą nad Bałtyk, uprzednio zaopatrzywszy się w stroje kąpielowe, i niech – w imię wolności i demokracji, rzecz jasna – popłyną wpław do Szwecji, która w latach komunizmu dla wielu Polaków była symbolem wolnego świata. A jak już się tam znajdą, to nawet nie muszą już wracać. Zwłaszcza, że na miejscu zastaną nie tylko tak ukochaną przez siebie demokrację liberalną do cna przeżartą dewastującym cywilizację europejską bakcylem politycznej poprawności, ale też tłumy islamskich imigrantów, bez których postępowcy najwyraźniej nie mogą żyć. Tylko jak już nasi „obrońcy demokracji” znajdą się w tej Szwecji, to, o ile zależy im na życiu i zdrowiu, niech lepiej nie idą do żadnej z 55 no-go areas, stanowiących de facto strefy eksterytorialne, gdzie władza szwedzka nie ma nic do gadania, a rządzi prawo szariatu. Chociaż, nie – niech właśnie tam idą i na własnej skórze posmakują, czym kończy się lewacka bezmyślność i polityka „wielokulturowości”.

Póki co jednak, członkowie KOD cały czas są w Polsce i dziarsko spacerują w „obronie demokracji”. Ciekawe jest, że kodziarze nie potrafią wymyślić nic nowego, tylko odwołują się do starych, zgranych numerów stosowanych już przez polskojęzycznych towarzyszy radzieckich. Tamci również stroili się w szaty demokratów, a swoich przeciwników wyzywali od „faszystów”, spełniając zresztą w ten sposób zalecenia towarzysza Stalina, który przykazał surowo: „Gdy obstrukcjoniści staną się zbyt irytujący, nazwijcie ich faszystami, nazistami, albo antysemitami.” No i proszę, Stalin nie żyje od sześćdziesięciu trzech lat, a jego rozkazy są nadal sumiennie wypełniane. Tyle tylko, że obecnie odrażające gęby „faszystów” i „antysemitów” (oraz, dodatkowo, „ksenofobów” i „islamofobów”) próbuje się przyprawiać „obstrukcjonistom” z PiS, którzy nie chcą tańczyć tak, jak im szermierze postępu zagrają.

Dzisiaj spacerowano jednak nie tylko w „obronie demokracji”, ale również po to, by zaakcentować miłość i przywiązanie do Unii Europejskiej, która w sercach wielu „demokratów” najwyraźniej zastąpiła Związek Sowiecki, a „nierozerwalna przyjaźń polsko-radziecka” ustąpiła w nich pola „integracji europejskiej”. W pierwszym szeregu szli bezpartyjni intelektualiści, tacy jak Ewa Kopacz, Bronisław Komorowski i Ryszard Petru, a towarzyszyli im czołowi „demokraci”: Schetyna, Gasiuk-Pihowicz i Kosiniak-Kamysz. Na szczerych, robotniczo-chłopskich twarzach tych ludzi malowała się taka troska o państwowe dotacje o demokrację, że na ten widok wzruszyłoby się chyba nawet twarde, jak kamień serce towarzysza Stalina, który widząc ich mruknąłby może spod wąsa: „Nu, maładcy”.

Cóż jednak z tego wszystkiego – z tych członków partii opozycyjnych, zwożonych autokarami, tych flag, transparentów, baloników, a nawet kukieł nielubianych polityków, skoro Jarosław Kaczyński skradł opozycji show jednym zwykłym chatem internetowym. Kiedy bowiem ugrupowania antyrządowe po raz kolejny szły donikąd (od spacerowania nikt jeszcze wyborów nie wygrał), szef partii rządzącej odpowiadał na pytania Polaków i mówił o sprawach ważnych dla setek tysięcy, jeżeli nie milionów obywateli: o służbie zdrowia, imigrantach, reformie systemu podatkowego, umowach śmieciowych, itd. itd. Jutro, najdalej pojutrze nikt nie będzie pamiętał o spacerze KOD i polityków opozycji, nie umiejących się pogodzić z przegraną, natomiast to, co powiedział Kaczyński będzie żywo dyskutowane. Jedni ze słowami szefa PiS się zgodzą, inni będą przeciw, ale to one będą w centrum uwagi, a nie spacer opozycji. I taka jest różnica – po jednej stronie poważny polityk, mówiący o kwestiach istotnych dla milionów ludzi w Polsce, a po drugiej spacerowicze, których największy sukces będzie polegał na tym, że uda im się rozchodzić skurcze łydek.

PS. Ponieważ ktoś może zapragnie coś napisać o „sukcesie frekwencyjnym” i rzekomych 200 tys. uczestników, których na demonstracji współorganizowanej przez PO doliczył się warszawski ratusz, kierowany przez wiceprzewodniczącą PO, to napiszę od razu – jakie 200 tys.? Ja przelicytuje ratusz i „bez kozery powiem pincet”; znajcie, kodziarze, moje dobre serce – było was 500 tys. Tyle tylko, że po wygranej Orbana, węgierska opozycja potrafiła w 10-ciomilionowym kraju organizować demonstracje, na które przychodziło 800 tys. ludzi, więc was powinno być co najmniej 3 mln. I nic to przeciwnikom FIDESZ-u nie dało – Viktor Orban nadal jest premierem. Może więc pora spoważnieć?

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka