payssauvage payssauvage
2018
BLOG

Mądry Polak przed szkodą (w kwestii imigrantów)

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 14

Nie wiem kto i gdzie pierwszy użył powiedzenia „mądry Polak po szkodzie”. Nie bardzo jest też dla mnie niezrozumiałe, dlaczego niby nieumiejętność przewidywania konsekwencji własnych czynów miałaby być charakterystyczna tylko dla przedstawicieli narodu polskiego, zaś członkowie innych nacji mieliby być na nią być immunizowani. Taka supozycja jest do tego stopnia idiotyczna, że trudno z nią na poważnie polemizować, a mimo to głupkowate powiedzonko, będące jej konsekwencją żyje i ma się dobrze. Tymczasem np. w „Adagiach” Erazma z Rotterdamu (Adagiorum collecteana), zbiorze starożytnych przysłów i powiedzeń, wspomniana mądrość nie wiąże krótkowzroczności z przynależnością do określonej nacji, ale po prostu z głupotą i głosi: „mądry głupiec po szkodzie”. Wydaje mi się, że z tym "Polakiem mądrym po szkodzie" jest tak samo, jak ze słynnym „polskim gospodarzeniem” (polnische Wirtschaft), określeniem używanym w Niemczech na oznaczenie niegospodarności. Pojawiło się ono po rozbiorach i miało uzasadniać okupację polskich ziem przez Prusy, które rzekomo niosły kaganek cywilizacji pośród „biednych Irokezów”, jak nas nazywał złodziej (proszę sobie przypomnieć, w jaki sposób sfinansował udział Prus w wojnie siedmioletniej) i bandyta Fryderyk II, zwany w postępowej propagandzie „Wielkim”. Tymczasem ziemie ukradzione nam przez Królestwo Prus (w szczególności Wielkopolska) stały pod względem gospodarczym dużo wyżej, niż wiele terytoriów wchodzących w skład tego państwa, z Prusami Książęcymi na czele.

Przypominam o tym, bo różni utytułowani abderyci wielce dziwują się, że Polacy nie chcą brać tylu islamskich imigrantów, ilu Niemcy zechcą nam wepchnąć. Np. na portalu „Wirtualna Polska” czytamy dzisiaj m. in.: „Do Polski nie trafił jeszcze oficjalnie żaden uchodźca, ale mamy już do czynienia ze zjawiskiem niechęci do nich. Jest to bardzo ciekawe z punktu widzenia socjologii oraz psychologii społecznej. Przypomina to trochę opisany już w fachowej literaturze współczesny fenomen antysemityzmu bez Żydów. W Polsce żyje tylko ponad 1100 osób deklarujących narodowość żydowską, tymczasem osoby pokroju pana Leszka Bubla próbują przekonywać, że rządzą oni w naszym kraju, a nawet światem.” Już mniejsza o „pana Leszka Bubla”,bo jakbym był podejrzliwy (a przecież nie jestem), to bym sobie pomyślał, że różni „maleńcy uczeni” sami po cichu wynajmują różnych panów Leszków Bublów, żeby wyczyniali te swoje bezsensowne brewerie. Potem oni to wszystko opisują przy użyciu niezrozumiałej dla normalnych ludzi pseudouczonej nowomowy, doktoryzują się i habilitują, biorą granty i mądrzą się w mediach, bredząc duby smalone o „antysemityzmie bez Żydów”. Chciałem jednak przypomnieć, że określeniem "antysemityzm bez Żydów" wymachiwał niczym cepem („waćpan machasz, jak cepem!”) jeden z najbardziej odrażających typów, jakich wyprodukował PRL: grafoman, donosiciel (potem zresztą, o ironio, donosił na niego własny syn) i polakożerca, którego nazwisko nie przejdzie mi przez klawiaturę, a który w III RP był straszliwie nadymany przez gazetę czerską i stręczony nam na „moralnego autoryteta”. I właśnie jego... twarz widzę, kiedy ktoś używa tego sformułownia. Korzystając z okazji przypomnę inne słowa wspomnianego indywiduum: „Cechy charakterystyczne społeczeństwa polskiego to: alkoholizm, nieuczciwość, brak tolerancji względem inaczej myślących, nieposzanowanie pracy, zarówno cudzej jak i własnej. Wypadałoby zapytać, czy takiemu społeczeństwu przysługuje miano chrześcijańskiego.” Naprawdę, takich słów nie powstydziłby się Julius Streicher, ani Joseph Goebbels, zwłaszcza, że opublikowano je w niemieckiej gazecie.

Nie będę się tu znęcał na małą mądrością autora (socjologa z profesorskim tytułem) przytoczonego wyżej cytatu, który mówi nam m.in., że „do Polski nie trafił jeszcze oficjalnie żaden uchodźca”, z czego a contrario wynika przecież, że nieoficjalnie owszem, trafił. I to pewne niejeden, w przeciwnym bowiem razie po co np. Gdańsk organizowałby jakieś „Spotkania z islamem”? Jak widać od profesorów socjologii nie można wymagać zbyt wiele, a już na pewno nie można od nich domagać się znajomości podstaw logicznego myślenia. To byłoby nieludzkie wprost okrucieństwo. Możliwe zresztą, że temu socjologu wydaje się, że jak coś nie zostanie oficjalnie podane do wiadomości i opatrzone urzędową pieczęcią, to tego czegoś po prostu nie ma. Mniejsza z tym, bo ważne jest co innego. To mianowicie, że nawet gdyby do Polski nie trafił jeszcze - wszystko jedno: oficjalnie, czy nieoficjalnie - ani jeden "uchodzca", to w dobie Internetu bez najmniejszego trudu można uzyskać informacje na temat tego, czym kończy się beztroskie otwarcie przed imigrantami granic państwa na oścież. (Inna sprawa, że ta łatwość, z jaką można zdobyć wiedzę na temat intersującyh nas kwestii, chyba nie mieści się w głowie utytułowanym socjologom, którzy technologicznie tkwią gdzieś w połowie lat 90. ubiegłego stulecia.) W sytuacji nieskrępowanego dostępu do informacji oczywiście nie jest niczym dziwnym, że Polacy, widząc co się wyprawia na Zachodzie, nie chcą tego samego u siebie. Po prostu, jak przystało na ludzi rozumnych, potrafią wyciągać wnioski z cudzych błędów, czyli być mądrzy PRZED szkodą. Jeżeli uczeni w piśmie socjologowie nie potrafią tego pojąć, to tym gorzej dla nich.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka