payssauvage payssauvage
2269
BLOG

Po co Sąd Najwyższy miesza się w spór polityczny?

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 32

To przykre, ale sędziowie Sądu Najwyższego najwyraźniej nie znają Pana Tadeusza. I nie chodzi mi o Pana Tadeusza Cymańskiego (którego zresztą chyba też nie znają), ale o naszą epopeję narodową, w której  Mickiewicz przecież wyraźnie pisał m. in. o niedźwiedziu, który „gdyby w mateczniku siedział”, to nikt by się o nim nie dowiedział i mógłby sobie żyć spokojnie, przez nikogo nie niepokojony. No, ale on z matecznika wyszedł, narozrabiał i w końcu zginął marnie od kuli księdza Robaka.  Obawiam się, że podobnym stopniem roztropności, co ów niedźwiedź wykazali się członkowie najwyższego organu władzy sądowniczej, wydając słynna uchwałę głoszącą, że należy respektować także niepublikowane wyroki TK. Sęk w tym, że wmieszaniem się w spór wokół Trybunału Konstytucyjnego (spór, który już dawno wykroczył poza ramy prawne i nabrał charakteru stricte politycznego, w czym wielką „zasługę” ma prezes Rzepliński) Sąd Najwyższy zwrócił na siebie - oraz na władzę sadowniczą w ogóle - uwagę opinii publicznej. Biorąc pod fatalną i niestety w dużej mierze zasłużoną opinię, jaką cieszy się środowisko sędziowskie oraz patrząc z punktu widzenia jego interesów należy to uznać za wybitnie niekorzystne. Jest oczywiste, że tym ludziom dużo bardziej opłacałoby się, że zacytuje Jacquesa Chiraca, „siedzieć cicho”, a nie wystawiać się na ostrzał opinii publicznej. W końcu – „tisze jediesz, dalsze budiesz”, jak mawiają „przyjaciele Moskale”. No, ale stało się, jak się stało, więc korzystając z okazji przypatrzmy się bliżej władzy sądowniczej.

Ja nie będę tutaj pisał o tym, co się wyprawia na dole (sądy rejonowe, okręgowe), bo, po pierwsze – prawie każdy miał okazję zetknąć się z tym osobiście, albo zna kogoś,  kto miał tę nieprzyjemność, a po drugie – chcę być uczciwy, w związku z czym nie zamierzam wrzucać wszystkich do jednego worka. Na pewno jest wielu, bardzo wielu sędziów uczciwie i sumiennie wykonujących swoją niełatwą i bywa, że niewdzięczną pracę. Podejrzewam zresztą, że takich jest większość, ale psuje im opinię mniejszość, która nie zasługuje na to by nosić togę i łańcuch z orłem w koronie – symbole władzy sądowniczej. Ci „sędziowie” (cudzysłów nieprzypadkowy) psują opinię nie tylko swojemu środowisku, czy prawnikom w ogóle – to jeszcze byłoby pół biedy. Gorzej, że podkopują zaufanie do państwa, jako takiego, bo przecież orzekają „w imieniu Rzeczpospolitej” (formuła obecna na każdym wyroku). Co to za Rzeczpospolita, co wydaje wyroki sprzeczne w sprawiedliwością, moralnością, a nierzadko – również ze zdrowym rozsądkiem. Tutaj zresztą leży sedno problemu z władzą sądowniczą w Polce. Ponieważ jednak ryba psuje się od głowy, zwrócę uwagę na te „głowę”.

Zacznę od prof. Adama Strzembosza, wiceministra sprawiedliwości w rządzie Mazowieckiego i długoletniego (1990-1998) Pierwszego Prezesa SN, który skrytykował wczoraj rzeczniczkę PiS za to, ze nazwała Sąd Najwyższy „zespołem kolesi”. Prof. Strzembosz na pocz. lat 90. zasłynął był stwierdzeniem, że środowisko sędziowskie nie potrzebuje żadnej dekomunizacji, czy lustracji, bo „samo się oczyści”. Nie podobna dociec na jakiej podstawie pan Strzembosz tak twierdził. Oczywiście nic takiego się nie stało, bo niby dlaczego dyspozycyjni wobec komunistów sędziowie mieliby dobrowolnie odejść ze stanowisk, skoro mogli dalej orzekać, przez nikogo nie niepokojeni. W efekcie patologie trapiące środowisko sędziowskie w PRL zostały przeniesione do III RP i trwają do dziś. Nie może być inaczej, skoro młodzi sędziowie są wdrażani do zawodu przez ludzi, którzy szlify sędziowskie zdobywali za komuny promującej miernych, biernych, ale wiernych osobników bez kręgosłupa moralnego. Ktoś może znać prawo na wyrywki i obudzony w nocy o północy wyrecytować z pamięci kodeks postępowania karnego, ale jeżeli jednocześnie jest na bakier z etyką, to będzie fatalnym sędzią. Ba, w ogóle nie będzie żadnym tam „sędzią”, tylko człowiekiem przebranym w togę. Niestety, właśnie takich ludzi promuje obecny system władzy sądowniczej wynosząc na najwyższe szczeble hierarchii.

Spójrzmy więc na te najwyższe piętra władzy sądowniczej. Czy Sąd Najwyższy jest „zespołem kolesi”, jak go określiła pani rzecznik PiS? No, cóż… Trudno dziwić się takim opiniom, biorąc pod uwagę ujawnione w 2014 r. nagranie rozmowy, podczas której sędzia NSA prosi kolegę orzekającego w SN o pomoc w napisaniu skargi kasacyjnej w taki sposób, by nie została odrzucona. Czy to nie była aby dyskusja kolesi? I to na dodatek mająca w tle aferę łapówkarską. Chodziło o to, że pewien biznesmen przegrał proces z ze swoim wspólnikiem i miał mu zapłacić 17 mln zł. Wtedy zgłosiła się do niego grupa prawników i, powołując się na wpływy w Sądzie Najwyższym, zaproponowała anulowanie niekorzystnego wyroku, co miało przedsiębiorcę kosztować 2 mln zł. Sprawa trafiła na wokandę, jednak biznesmen odmówił zapłaty ww. sumy i jego skarga kasacyjna została odrzucona. Czy to jednostkowa sprawa, czy raczej niedobra, ale powszechna praktyka? Przypomnijmy, że jednym z zarzutów postawionych Janowi Buremu było przyjęcie 700 tys. zł za uzyskanie korzystnego orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Dodatkowo, nakłada się na to brak apolityczności. Żyją jeszcze ludzie pamiętający swego rodzaju hołd lenny, jaki przedstawiciele środowiska prawniczego złożyli w styczniu ubiegłego roku ówczesnemu prezydentowi. Bronisław Komorowski zaprosił ich do pałacu prezydenckiego, gdzie wszyscy karnie się stawiali, mimo że powszechnie zostało to odebrane, jako element kampanii wyborczej kandydata Platformy. Wprawdzie prezes NSA twierdził, że spotkanie odbywa się „(…) nie po to, by prasa pisała, że prezydent próbuje pozyskać łaskawość wymiaru sprawiedliwości, ale po to, by okazać szacunek dla wymiaru sprawiedliwości i wzmacniać jego pozycję”, ale chyba tylko dlatego, że nie zna formuły ks. Gorczakowa, który nie wierzył niezdementowanym wiadomościom. Znamienne słowa padły wówczas z ust pierwszej prezes Sądu Najwyższego: „Chciałam tutaj panu prezydentowi naskarżyć na te media[które pisały o aferze łapówkarskiej w SN], ale i powiedzieć, że tego nie będziemy dłużej znosić, bo to jest niemożliwe. Sądy są niezależne i samodzielne.”

To jest właśnie największy problem z przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości. Wielu z nich wydaje się najwyraźniej, że są jakimiś półbogami i nie będzie im tu byle dziennikarzyna wywlekał na światło dzienne jakichś drobnych dowodów wdzięczności, przyjętych gdzieś pod stołem. Oczywiście – by żyło się lepiej. Otóż na to w państwie, które mieni się praworządnym, miejsca być nie może. Przeciwnie – sędziowie, którzy jednym nieodpowiedzialnym wyrokiem mogą obywatelowi złamać życie powinni być przedmiotem szczególnie bacznej obserwacji ze strony opinii publicznej – takiej samej, a kto wie, czy nie większej, niż politycy. Kwestią do dyskusji pozostaje jak taki stan rzeczy osiągnąć – czy poprzez wprowadzenie do systemu sądowniczego mechanizmów demokratycznych (wybór sędziów), czy przez zwiększenie udziału „czynnika społecznego” (obecne są to ławnicy, których rola jest ograniczona), a może poprzez połączenie jednego elementu z drugim.

W dyskusjach na temat wymiaru sprawiedliwości bywa czasem przywoływana opinia Andrzeja Frycza Modrzewskiego, który twierdził, że „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej” . Trudno nie zgodzić się z zacytowanym zdaniem. Państwo, w którego imieniu wydawane są wyroki sprzeczne z poczuciem sprawiedliwości nie może się cieszyć szacunkiem obywateli, zaś państwo, które nie cieszy się szacunkiem własnych obywateli jest skazane na słabość. Wniosek jest prosty: jeżeli Polska chce być państwem silnym, to sędziowie (w tym ci, którzy orzekają w SN) muszą zrozumieć, że ich zadaniem jest przede wszystkim dobrze służyć obywatelom, a nie interesom własnej korporacji. Kiedy to do nich w końcu dotrze, sformułowanie „wymiar sprawiedliwości” napełni się wreszcie treścią i przestanie być pustym hasłem.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka