payssauvage payssauvage
3779
BLOG

Niemcy wyrzucają polski rząd z Europy

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 74

Ktoś może pomyśli, że przesadzam z tym tytułem, więc na początek krótki cytat: „Jedno należy jednak stale zaznaczać: Polacy są w Europie nadal mile widziani, ale ten polski rząd nie.” To konkluzja artykułu, który niejaki Stefan Ulrich napisał w gazecie „Suddeutche Zeitung”, w samym zaś materiale można przeczytać duby smalone o tym, jak to polski rząd „stawia się ponad prawem”, „likwiduje państwo prawa”, „stawia się poza Unią Europejską” itd., itp., a wszystko w kontekście „lekceważenia i oczerniania” Trybunału Konstytucyjnego. To jednak nie jest aż tak istotne, jak sama pointa, w której autor łaskawie pozwala Polakom „nadal” pozostać w Europie (swoją drogą, nie wiadomo, jak długo to „nadal” będzie trwało), ale rządowi wyłonionemu przez wybraną przez tych samych Polaków większość parlamentarną już takiego prawa odmawia. Ktoś mógłby pomyśleć, że przedstawiciel narodu, który w latach II wojny światowej pogrążył się w bezprzykładnym barbarzyństwie, jakiego nasz kontynent nie wiedział o czasu najazdów tatarskich; narodu, którego rasistowskie szaleństwo kosztowało miliony istnień ludzkich i zrujnowało połowę Europy, a wschodnią jej część oddało pod panowanie bolszewickiej despotii; narodu, który swoje bogactwo i obecny dobrobyt w dużym stopniu ufundował na masowym rabunku, przed którym nie ostały się nawet złote zęby pomordowanych w rasistowskim szale ludzi; krótko mówiąc – przedstawiciel narodu, który w latach II wojny światowej zamienił się bandę ludobójców, rasistów i złodziei, zaprzeczając wszystkiemu, co od stuleci kształtowało cywilizację europejską; otóż można by pomyśleć, że ktoś taki, już nawet nie to, że „wykorzysta okazję, żeby siedzieć cicho”, ale po prostu i najzwyczajniej w świecie się zamknie, bo on (właśnie on) nie ma absolutnie żadnego prawa, by decydować o tym, kto jest w Europie mile widziany, a kto nie. No, a skoro musi już kłapać tym swoim dziobem i pouczać wszystkich naokoło, to niech sobie poucza swoich wspólników z lat 1939 - 45, ale niech się odstosunkuje od potomków ofiar „nazi-matek i nazi-ojców”.

Tak oczywiście mógłby pomyśleć człowiek, który urodził się wczoraj. Jeżeli zaś ktoś żyje na tym świecie trochę dłużej, to pewnie nie jest słowami niemieckiego dziennikarza jakoś specjalnie zdziwiony, bo niechęć, jaką Niemców darzą w Europie i na świecie, nie wzięła się znikąd, tylko jest po prostu wynikiem – jak to się ładnie nazywa w języku prawniczym – „wiedzy i doświadczenia życiowego”, czyli obcowania z tymi ludźmi oraz wiadomości nt. ich zachowań w przeszłości. Skąd się bierze ten paskudny niemiecki charakter (wyjaśniam, że mam tu na myśli głownie elity, bo nie wykluczam, że wśród zwykłych Niemców można trafić na egzemplarze całkiem normalne)? Głównie stąd, że obecne Niemcy to takie rozrośnięte Prusy, zaś te ostatnie, to spadkobierca Zakonu Krzyżackiego. I Zakon, i Prusy były nastawione na podbój i pasożytowanie na swoich ofiarach, a na dodatek uważały, że należy im się to, jak psu micha, bo oni są przedstawicielami wyższej cywilizacji, więc mają prawo, a nawet obowiązek pouczać, sztorcować i wykorzystywać „mniej wartościowe narody”, a czy to będzie robione w imię chrześcijaństwa, oświecenia, narodowego socjalizmu, czy integracji europejskiej, jak obecnie, to im to jest naprawdę ganz egal, bo tylko ideologiczna zasłona dymna, mająca stworzyć dla teutońskiego imperializmu pozór uzasadnienia moralnego. (To o czym piszę jest tak oczywiste, że aż bije po oczach, więc mam wrażenie, iż pan redaktor Kłopotowski, który swego czasu wprost nie mógł się nachwalić „niemieckiego geniuszu”, niedostatecznie przemyślał, co tak naprawdę nam zachwalał.) I ten cały Ulrich (aż dziw, że nie von Jungingen) nie robi niczego, co w jakiś szczególny sposób kłóci się, albo odstaje o mentalności niemieckiej elity. Ba, ja podejrzewam, że ten facet nawet sobie tego wszystkiego, o czym ja wyżej napisałem, nie uświadamia, bo po iluś tam pokoleniach takie rzeczy schodzą na poziom atawizmów i człowiek jedzie odruchem bezwarunkowym, siłą rzeczy nie bardzo się orientując, skąd to wszystko mu się bierze.

Na koniec pora na kilka wniosków. Wiem, że słowa „ludobójcy”, „rasiści” i „złodzieje” to mocne określenia, ale używając ich miałem ten komfort, że są to terminy ścisłe i mające dokładne pokrycie w faktach, tj. działaniach funkcjonariuszy Niemiec hitlerowskich. W końcu Trybunał w Norymberdze nie skazywał tych ludzi na karę śmierci za działalność dobroczynną. Tymczasem, ledwie po 70 latach po zakończeniu największego konfliktu w dziejach, dzieci i wnuki głównych sprawców tej tragedii nie widzą nic złego w tym, by znowu podnosić głowę i z typową dla ich przodków butą pouczać nas, „biednych Irokezów”. Prócz wspomnianego Ulricha i jemu podobnych wyrobników dziennikarskich, uczynił to niedawno również syn niemieckiego zbrodniarza Hansa Franka – Niklas, któremu ubzdurało się, że ma prawo wymądrzać się na ziemi, która spłynęła krwią ofiar jego ojca i tłumaczyć ich potomkom, czym jest demokracja. Zaprosiła go oczywiście gazeta czerska, wystawiając sobie tym faktem świadectwo sto razy gorsze, niż to, które mogli by jej wystawić najbardziej zajadli wrogowie. Dlatego proponuję, żeby za każdym razem, kiedy potomkowie „nazi-matek i ojców” podnoszą te swoje puste czerepy za wysoko, walić ich na odlew „ludobójcami”, „rasistami” i „złodziejami”, nie w imię zemsty, ale elementarnej prawdy, której regularne przypominanie im samym również wyjdzie na dobre. Swego czasu pan Gerhard Schroeder (wówczas kanclerz Niemiec) odgrażał się, że „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca”. Może i dobiegł, ale nie w odniesieniu do Polski. W stosunku do naszego kraju „okres niemieckiej pokuty” jeszcze się nawet nie zaczął.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka