payssauvage payssauvage
6084
BLOG

80 tys. ludzi na marszu KOD, czyli samooszukiwania się ciąg dalszy

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 69

15, 80, a może 200 tysięcy? Ile osób wzięło udział we wczorajszej manifestacji KOD w Warszawie?” – zastanawia się portal Gazety Wyborczej, gazeta.pl, a ja się tam wcale nie zastanawiam, tylko bez kozery mówię – pincet! A co? Jak szaleć, to szaleć! We wczorajszym spacerze kodziarzy wzięło udział 500 tys. ludzi! Kto da więcej? Dla osoby, która wylicytuje największą liczbę manifestantów przewidziano atrakcyjne nagrody: oryginalny egzemplarz donosu z odręcznym podpisem TW Bolka, pocałunek (w dowolnie wybraną część ciała) od Kamili Gasiak-Pihowicz, a także przejażdżka Rubikoniem na trasie Czerska-Tworki. Jak widać, jest się o co bić.

Niektórzy zwolennicy PiS-u trochę denerwują się na spacery kodziarzy, a mnie się wydaje, że nie tylko nie ma się o co denerwować, ale przeciwnie – są powody do zadowolenia. Stefan Kisielewski mawiał, że komuniści są jak król Midas, tylko ze na odwrót, bo Midas czego nie dotknął zamieniał w złoto, a komuniści wszystko zamieniają w g... Idąc tym tropem, można powiedzieć, że „obrońcy demokracji” są jak baron Münchhasen a rebours, bo ten pierwszy sam wyciągnął się z bagna, a ci drudzy sami się w to bagno wepchnęli. Sęk bowiem w tym, że te całe manifestacje to w istocie pułapka i to na dodatek taka, w którą kodziarze wpakowali się na własne życzenie. Cóż bowiem z tego, że 80 tys. ludzi przyjdzie na manifestację w „obronie demokracji”? (Nawiasem mówiąc te 80 tys. to informacje warszawskiego ratusza, który obsiedli aparatczycy Platformy, czynnie biorący udział w spacerach KOD-u, więc spokojnie można je włożyć miedzy bajki, gdzie znajdą godne miejsce obok wykastrowanych pedofilów, katarskiego inwestora dla polskich stoczni i innych obietnic PO.) Ba! Nawet gdyby przyszło 800 tys. to efekt będzie ten sam: przyjdą, popodskakują, popajacują i pójdą, ciesząc się, że zaliczyli kolejny „sukces frekwencyjny”. Takie manifestacje to ślepy zaułek, bo nie wynika z nich nic, poza tworzeniem złudnego poczucia siły i samooszukiwaniem się. Czy te 80 tys. niczego Państwu nie przypomina? Ależ oczywiście – to jest pomnożone przez tysiąc poparcie dla Komorowskiego, którym przekaziory nieustannie młotowały opinię publiczną przed wyborami prezydenckimi, by wytworzyć w niej przekonanie, że przegrana Bronka może nastąpić tylko wówczas, gdy po pijanemu przejdzie on na pasach zakonnicę w ciąży. No i co? Gdzie teraz jest „nasz Bronek”? Swoją drogą, to niebywałe jaką skłonność, żeby nie powiedzieć – zapamiętałość, do samooszukiwania się ma michnikowszczyzna…

Spacery KOD-u miałyby sens tylko wówczas, gdyby były wyrazem rzeczywistych sympatii polskiego społeczeństwa, które nagle oszalało i postawiło oddać władzę miłośnikom ośmiorniczek i handlarzom sokowirówkami, podprowadzonymi z Pałacu Prezydenckiego – innymi słowy, gdyby były inicjatywą oddolną. O tym, że tak nie jest nikogo chyba nie trzeba przekonywać. Nie chcę przez to powiedzieć, że w tym towarzystwie nie brakuje pożytecznych idiotów, bo na pewno są, ale to nie oni nadają ton. W tym miejscu ktoś może powie, że marsze to wstęp do „majdanu” w Warszawie, czyli wywołania rozruchów, jako pretekstu do obcej interwencji. Nie lekceważę bynajmniej takiego scenariusza rozwoju wypadków, ale z drugiej strony nie bardzo widzę kandydata do przeprowadzenia takiej interwencji. Niemcy odpadają ze względów historycznych, poza tym akurat właśnie toną zalewane falami imigrantów-nachodźców. Rosja ugrzęzła na Ukrainie oraz w Syrii, a prócz tego gospodarczo ma się coraz gorzej. Stany Zjednoczone (kto wie, czy nie najpoważniejszy kandydat) z kolei są zajęte na Bliskim Wschodzie i mają akurat kampanię prezydencką. Nikomu nie zalecam hurraoptymizmu, ale – patrząc na sprawy polskie przez pryzmat sytuacji międzynarodowej – nie będę chyba daleki od prawdy, jeżeli napiszę, że nasz kraj już od niepamiętnych czasów nie miał takiej swobody działania jak obecnie, a wszystko przez to, że nasi „serdeczni przyjaciele” są akurat zajęci czym innym, przez co nie mają za dużo czasu, by wtrącać się w nasze sprawy. Oczywiście nie zwalnia to nikogo z obowiązku czujności i bacznego przyglądania się misiom z KOD-u, a zwłaszcza szatanom czynnym na zapleczu tego towarzystwa.

Wiem, że to zabrzmi paradoksalnie, ale marsze KOD-u są dla PiS-u i rządu Beaty Szydło zjawiskiem korzystnym. Po pierwsze dlatego, że pokazują różnym Komisjom Weneckim i Parlamentom Europejskim, że z polską demokracją wszystko w porządku, a wolność i słowa i zgromadzeń ma się u nas doskonale. Kodziarzy nikt w Polsce nie rozpędza, ani nie polewa wodą, czego już np. nie można powiedzieć o uczestnikach marszów niemieckiej Pegidy. Po drugie – spacery KOD-u kanalizują niezadowolenie przeciwników PiS-u w dość bezpieczny sposób i rozładowują je z pożytkiem dla samych uczestników, którym od podskoków krew szybciej krąży, a od chodzenia z własnoręcznie wykonanymi transparentami rośnie w nich złudne poczucie, że biorą udział w czymś istotnym. Dopóki na tym się kończy, to nie ma powodów do niepokoju. Niech sobie spacerują.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka