payssauvage payssauvage
4966
BLOG

Viktor Orban i Andrzej Duda, czyli jak się robi politykę

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 32

Fala islamskich imigrantów, która za sprawą Niemiec zalewa Europę, jest oczywiście ogromnym problemem, ale jednocześnie stanowi doskonały test dla polityków. Właśnie w takich kryzysowych sytuacjach widać najlepiej, kto się nadaje na sternika nawy państwowej, a kto – mówiąc Marszałkiem Piłsudskim – powinien prowadzać kury… no – tam, gdzie Państwo wiedzą, a ja rozumiem. Moim zdaniem z europejskich polityków najlepiej zdał ten test Viktor Orban, a z krajowych Andrzej Duda. Od razu wyjaśniam, że w swoim rankingu brałem pod uwagę jedynie polityków pełniących funkcje państwowe, a więc mających realne instrumenty do tego, by wpływać na kierunek polityki państwa. W innym wypadku na równi z prezydentem Dudą należałoby postawić Jarosława Kaczyńskiego, który jednym przemówieniem sejmowym nie tylko zręcznie podreperował swój publiczny wizerunek, który media „mętnego nurtu” regularnie niszczą (aczkolwiek z różnym natężeniem) już od 1989 r., ale jednocześnie zapewnił swej partii wzrost notowań.

Zacznę od Viktora Orbana, bo od początku kryzysu imigranckiego stał się on dla liberalnych mediów chłopcem do bicia. Właściwie rzecz biorąc, to Orban jest nim, odkąd w 2010 r. został szefem węgierskiego rządu. Jedyna zmiana polega na tym, że teraz nie gani się go za rzekome zakusy na wolność słowa, czy uchwalenie nie takiej konstytucji, jakiej życzy sobie europejska lewica, ale za brak empatii w stosunku do imigrantów, których zły premier Węgier nie chce nosić na rękach i wypłacać im zasiłków, tylko za to, że żyją. Niemniej, sytuacja Viktora Orbana i tak jest nie do pozazdroszczenia, bo obecna nagonka na niego przekracza wszystko, co do tej pory widzieliśmy, a dodatkowo ma ona pozory uzasadnienia moralnego, zawsze bowiem można się zastawić kobietami i dziećmi rzekomo cierpiącymi katusze z rąk bezdusznych Węgrów. Wprawdzie 90 % przybyszów to dobrze ubrani i odżywieni młodzi mężczyźni, trzaskający sobie „słitfocie”, zupełnie jakby byli na wakacjach last minute, no ale co to za problem epatować opinię publiczną odpowiednio dobranymi zdjęciami, na których roi się od przedstawicielek płci pięknej i islamskiej dziatwy. Wprawdzie i ta dziatwa nie waha się przed obrzucaniem policji kamieniami, ale na razie o tym sza! Na razie w przekazach króluje mały Syryjczyk Alyan, który postradał młode życie, bo tatusiowi zachciało się wprawić sobie nowe zęby.

Orban nie ma lekko, ale właśnie w takich sytuacjach poznaje się prawdziwych mężów stanu. Pierwsza zasada w takich przypadkach brzmi  – znajdź sojusznika! I to jak najszybciej! Już starożytni wiedzieli, że nec Hercules contra plures, i zwracali uwagę, że jedną strzałę bardzo łatwo złamać, ale za to pęk strzał… Każdy, kto próbował wie, jaka to trudność. No więc Orban znalazł sobie sojusznika, by wespół w zespół opór wobec polityki Angeli Merkel móc wzmóc. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że tym sojusznikiem okazał się, ni mniej, ni więcej, tylko koalicyjny sojusznik kanclerz Merkel – Horst Seehofer, w jednej osobie szef CSU i premier Bawarii. W tę środę Viktor Orban był honorowym gościem na zamkniętym posiedzeniu CSU odbywającym się w pobenedyktyńskim klasztorze Banz i wygłosił tam przemówienie, które młodzież określiłaby jednym słowem – „masakra”. Wprawdzie publicysta Spiegla określił wystąpienia Orbana (i poprzedzającego go Seehofera) jako „walkę z cieniem”, ale premierowi Węgier i tak udało się wyprowadzić cios, który dosięgł Angelę Merkel w Berlinie i nawet jeżeli nie był nokautujacy, to na pewno sprawił, że szefowa niemieckiego rządu mocna zachwiała się na nogach. *

A wystarczyły do tego dwa słowa – „moralny imperializm”. Nie wiem, kto to wymyślił, ale należy mu się duża premia. W istocie, przy okazji kryzysu imigranckiego Angela Merkel uderzyła w moralizatorskie tony i cała sprawę zaczęła rozgrywać nie na gruncie procedur i przepisów, ale na gruncie moralnych zobowiązań, które bogata Europa ma wobec „nieszczęsnych uchodźców”. Cel był prosty – Niemcy, które w czasie II wojny światowej dopuszczały się masowych mordów (samych Polaków wymordowali ponad 4 mln) chcieli się w ten sposób wyleczyć politycznie i pokazać, że tamto już się nigdy nie powtórzy, że teraz cały naród składa się z Schindlerów, w najgorszym razie – z lekką domieszką Stauffenbergów. I kiedy wydawało się, że już wszystko gra, kiedy zaczynano pisać o „moralnym supermocarstwie”… Bęc! Przyszedł Orban i zepsuł efekt propagandowy pokazując, że całe to moralizowanie i pięknoduchostwo po staremu służy niemieckim interesom politycznym, które, zgodnie z duchem czasu, nie stroją się już w feldgrau i pikielhaubę, ale w szaty Matki Teresy z Kalkuty (vide okładka Der Spiegla). Oczywiście siłę ciosu Orbana bardzo wzmocnił fakt, że swoje przemówienie wygłosił on na posiedzeniu partii współrządzącej Niemcami. W ten sposób tylko pogłębił podziały w koalicji pomiędzy „imperialistką” Merkel, a „dobrym” Seehoferem, oklaskującym przemówienie premiera Węgier. Przy okazji Viktor Orban zaprezentował się, jako strażnik unijnych granic, działający  w interesie całej Europy. **

Jak się porówna aktywność Orban z tym, co zrobiły Kopacz i Piotrowska, to ręce opadają, a na usta cisną się same niecenzuralne słowa. Pewnym pocieszeniem jest aktywność prezydenta Andrzeja Dudy, który w ramach dość ograniczonych kompetencji, jakie polska Konstytucja przyznaje głowie państwa, robi, co może, by zminimalizować straty, jakie ponosi nasz kraj w związku z kryzysem imigranckim. Już w czasie wizyty w Berlinie prezydent dał do zrozumienia, że Polska nie może przyjmować islamskich imigrantów, bo sama ma problem z uchodźcami z Ukrainy. Przekaz był wprawdzie sformułowany w języku dyplomatycznym, ale kto miał zrozumieć, ten zrozumiał. W niedługi czas potem Andrzej Duda złożył wizytę polskim Tatarom i odwiedził zabytkowy meczet w Bohonikach. Było to świetne posunięcie piarowskie, bo przypominało o tradycjach wielonarodowej Rzeczypospolitej, która była otwarta na innych, ale – i to bardzo ważna różnica w stosunku do tego, co możemy obecnie zaobserwować w przypadku Unii Europejskiej – przybysze musieli szanować miejscowe prawa i obyczaje, no i, co oczywiste, pracować na własne utrzymanie, a nie liczyć na comiesięczne strawne w wysokości 100 talarów na twarz. Po tej wizycie trudno byłoby zarzucić polskiemu prezydentowi „islamofobię”, która jest jedną z ulubionych propagandowych pałek na tych, którzy nie chcą chodzić na pasku lewicy i słuchać o „kulturowym ubogacaniu”, którego źródłem rzekomo są islamscy imigranci.

Na wysokości zadania stanęli również urzędnicy z Kancelarii Prezydenta RP. Podobały mi się zwłaszcza słowa Pawła Solocha, z Biura Bezpieczeństwa Narodowego ***, który stwierdził, że nie należy się bać imigrantów, ale przymusowych kwot, narzucanych przez Unię Europejską. W ten sposób Soloch rozbroił minę z napisem „ksenofobia”. W istocie nasz kraj powinien mieć jakąś sensowną politykę imigracyjną, bo nie chodzi o to, żeby Polska otoczyła się chińskim murem i nie wpuszczała nikogo. Wpuszczajmy, ale po pierwsze – tylko tych ludzi, których my chcemy (proponuję dobrze wykształconych specjalistów z zakresu nauk technicznych), a nie tych, których narzuca nam Unia; po drugie – Polska ma mieć z tego korzyść, a więc ci ludzie muszą ciężko pracować, a nie wyciągać rękę po zasiłki i po trzecie – przybysze mają się dostosować do nas, nie my do nich. A, no i po czwarte – uprzywilejowaną pozycje powinni mieć potomkowie naszych Rodaków ze wschodnich województw II RP zagarniętych w 1939 r. przez Stalina.

Z kolei jak nie prowadzić polityki pokazała Ewa Kopacz, która po raz kolejny udowodniła, że dopóki rządzić będzie Platforma Obywatelska, dopóty Polska będzie tylko i wyłącznie państwem na posyłki dla Berlina. W tym kontekście wyjątkowo humorystycznie brzmią słowa szefowej rządu, która zarzuca prezydentowi Dudzie „niesamodzielność”. I kto to mówi?

 

*) http://pl.blastingnews.com/polityka/2015/09/klopoty-a-merkel-czy-fala-imigrantow-zatopi-pania-kanclerz-00576817.html

**) http://www.spiegel.de/politik/deutschland/fluechtlinge-viktor-orban-auf-csu-klausur-in-banz-a-1054412-druck.html

***) http://newsroom.salon24.pl/670227,szef-bbn-nie-bac-sie-imigrantow-ale-narzuconego-przydzialu

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka