payssauvage payssauvage
4557
BLOG

Janusz Lewandowski, czyli jak III RP przykuła nas do kaloryfera

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 44

„Polska, tak jak w latach 2005-2007, może być traktowana jako kraj specjalnej troski. Prezes Kaczyński jest wirtuozem złych emocji” –stwierdził Janusz Lewandowski, szef Rady Gospodarczej przy Prezesie RM , a w l. 2010- 14 komisarz UE ds. budżetu. Odniósł się on w ten sposób do słów Jarosława Kaczyńskiego, który w środę, w swoim wystąpieniu sejmowym, wyartykułował obawy, jakie Polacy żywią w związku z napływem islamskich imigrantów do Europy. Muszę się na początek do czegoś przyznać. Ja już od dawna podejrzewałem Janusza Lewandowskiego o to, że jest potomkiem pana Józefa Boczka, naczelnika urzędu pocztowego w Łyskowie. Podobna uroda, ta sama inteligencja. Zacytowana na wstępie wypowiedź tylko utwierdza mnie w moich domysłach, których dodatkowym potwierdzeniem może być fakt, że Boczek był przez pewien czas szefem Nikodema Dyzmy. Dyzma wyjechał potem do Warszawy, gdzie zrobił olśniewającą karierę i nawet zaproponowano mu stanowisko szefa rządu, ale odmówił. Z kolei Lewandowski był w KLD jednym z mistrzów Donalda Tuska (chyba jakiś krewny Dyzmy), który też wyjechał do Warszawy i też mu zaproponowano stanowisko szefa rządu, a Tusk, na nasze nieszczęście się zgodził. To nie może być przypadek!

No dobrze, żarty żartami, a sprawa jest poważna, bo Janusz Lewandowski nam się obraził  z powodu spotu, który na jego temat nakręciło Prawo i Sprawiedliwość i w którym przypomniano niechlubną rolę Lewandowskiego w procesie prywatyzacji na pocz. lat 90. „Nie spodziewałem się, że będę bohaterem w kampanii, w której nie kandyduję” – nie spodziewał się Lewandowski. To bardzo szkoda, że główny doradca ekonomiczny Ewy Kopacz odznacza się tak małą wyobraźnią. Na stanowisku, które zajmuje dobrze byłoby przewidywać potencjalne efekty podejmowanych  działań, a nie wchodzić na ring, a potem płakać w kącie, bo się dostało w zęby. Lewandowski, owszem,  nie kandyduje w wyborach, ale aktywnie udziela się w kampanii Platformy, gdzie opowiada duby smalone, że w Polsce nie ma głodnych dzieci, są tylko „niedostatecznie dożywione”.

Przypomnijmy, że wg danych GUS 900 tys. polskich dzieci żyje w „skrajnym ubóstwie”, co jest po prostu – powiedzmy to sobie wprost – biurokratycznym określeniem nędzy. Nie wiem, jak kto, ale ja uważam to za hańbę dla obecnej władzy i jej medialnych przydu… akolitów opowiadających o „zielonej wyspie”, „Polsce w budowie” i jeszcze próbujących nam wciskać islamskich imigrantów. A teraz na dodatek przychodzi pan Lewandowski i stosując chwyty erystyczne rodem z „Poradnika Małego Agitatora” gardłującego za reformą rolną, opowiada nam o dzieciach „niedostatecznie dożywionych”. Ja proponuję, żeby może Platforma konsekwentnie szła tym tropem i tłumaczyła Polakom, że w naszym kraju nie ma złodziei i aferzystów, tylko ludzie „niedostatecznie uczciwi”, że nie rządzą nami niekompetentni głupcy, ale osoby „niedostatecznie inteligentne”, że III RP to nie jest, jak twierdził minister spraw wewnętrznych B. Sienkiewicz, państwo teoretycznie, ale państwo „niedostatecznie istniejące” itd., w tym stylu. A jak już PO sromotnie przegra wybory i skończy z poparciem w granicach 10 %, to pan Janusz Lewandowski zawsze będzie mógł powiedzieć, że Platforma te wybory w istocie wygrała, tyle tylko, że – „niedostatecznie”.

Nawiasem mówiąc, pan Lewandowski nie pierwszy raz przychodzi w sukurs Platformie. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że zrobił to już w roku 2011 (mimo, że był wówczas unijnym urzędnikiem), kiedy PO stręczyła się wyborcom, jako partia, która wydębi od Unii Europejskiej najwięcej kasy, dzięki czemu w Polsce będzie znowu jak za Gierka. Platforma wybory wygrała, a Janusz Lewandowski, w niepojętym przypływie szczerości wyznał, że spoty wyborcze, w których występował były – tutaj cytat – „durne”. Teraz zapewne powiedziałby, że były one „niedostatecznie mądre” – zupełnie, jak wyborcy, którzy dali się nabrać na takie plewy i po raz kolejny oddali głos na cudotwórcę z Sopotu i „jewo kamandę”.

„Dla mnie to powrót do przeszłości, do lat 90., kiedy wraz z Leszkiem Balcerowiczem byliśmy atakowani przez Tymińskiego, potem przez Samoobronę, a teraz pałeczkę przejął PiS – użalał się Lewandowski mówiąc o spocie Prawa i Sprawiedliwości. „(…) to, że Polska jako jedyny kraj ma w Europie dwa i pół razy większy produkt globalny dziś, niż miała na początku lat 90. jest powodem do satysfakcji. Stoi za tym olbrzymia przedsiębiorczość Polaków, ale jakąś cząstkę stanowi ręka moja czy Leszka Balcerowicza.”Najbardziej wzruszył mnie ten dwuipółkrotnie większy „produkt globalny”, rzekomy dowód ekonomicznego geniuszu pana Janusza i jego ekipy. Przecież jakby np. jakiś szewc miał zakład, który produkuje rocznie buty za 50 tys. zł rocznie, a potem ktoś by ten zakład przejął, szewca przykuł do kaloryfera i regularnie go chłostał, a w wolnych chwilach morzył głodem, dzięki czemu ten zastraszony człowiek wytwarzałby buty za 125 tys., to jego „produkt globalny” też byłby 2 i pół razy większy. Pytanie – czy szewc odczuwałby „satysfakcję”? I czy odczuwają ją Polacy, którzy tyrają w niemieckich fabrykach na ratę kredytu dla niemieckiego banku? Może i odczuwają, ale chyba o tyle tylko, że nikt nie stosuje wobec nich (jak w moim teoretycznym przykładzie) systemu zachęt w postaci pejcza – groźba utraty pracy i mieszkania w zupełności wystarczy. O „produkcie globalnym”, to niech pan komisarz opowiada w Berlinie. Może przy okazji  dodać – patrzcie ile dla was wyciskamy z nadwiślańskiej kolonii! No i co – prawda, że warto było w nas inwestować?

Warto? I to jeszcze jak! Przecież wiadomo, że prawdziwa sztuka wojenna polega na tym, żeby podbić państwo nie wyprowadzając armii z koszar. Wojna to zajęcie bardzo kosztowne, a jej wynik jest z reguły niepewny. A tymczasem wystarczy kilkuset… nazwijmy ich roboczo –  „odpowiednich ludzi”, umieszczonych w węzłowych punktach gospodarki, mediów i polityki, żeby podbić kraj bez potrzeby fatygowania wojska, a potem bez przeszkód eksploatować go ekonomicznie i trzymać w pozycji politycznego wasala. Taki podbój jest tym korzystniejszy, że obywatele państwa, które pada jego ofiarą nawet nie zdają sobie z tego sprawy i to do tego stopnia, że wielu cieszy się, że wyżej wspomniani „odpowiedni ludzie”, z których metropolia okazała się zadowolona, awansują i w nagrodę zostają komisarzami, „królami” Europy, czy czym tam biały człowiek zwykł nagradzać tubylczych kacyków. Owe awanse są przedstawiane, jako gigantyczne „sukcesy” bantustanu i wielu mieszkańców te szklane paciorki kupuje, jakby to były perły i brylanty.

Pan Janusz oburza się na PiS i pod niebiosa podnosi swoje zasługi, ale równocześnie przyznaje, że „Te wszystkie przyspieszone metody, ale wynikające z ogromnej chęci, aby te akcje trafiły pod strzechy, nie spełniły oczekiwań. Ale oczywiście nie było z tym takiego dramatu, jak pokazano w tych spotach.” Szkoda, że Lewandowski nic nie powiedział o „bolączkach” i o „przejściowych trudnościach”, bo przynajmniej Polacy pamiętający PRL, poczuliby się o trzydzieści lat młodsi. Mnie osobiście wydaje się, że pan Janusz jest przesadnie skromny, gdy mówi, że „przyspieszone metody, (…) nie spełniły oczekiwań.” Trzeba bowiem przypomnieć, że reformy mają cele deklarowane i rzeczywiste – pierwsze występują, albo i nie, drugie – pojawiają się zawsze. Deklarowanym celem reform podejmowanych na początku lat 90. było to, by „ludziom pracy żyło się dostatniej”, co wyszło tak sobie. Cel rzeczywisty zaś polegał moim zdaniem na tym, żeby zwróciły się pieniądze niemieckiego podatnika, którymi futrowano „gdańskich liberałów”. Uważam, że to drugie zadanie wykonano z naddatkiem.

Żeby nie było zbyt smutno, to puenta będzie optymistyczna. Podbój, o którym pisałem – czyli ten, przy użyciu sterowanych z obcej stolicy marionetek, a nie czołgów – da się dość łatwo cofnąć. Po prostu tym pierwszym należy dać bilet w jedną stronę do Berlina.

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka