payssauvage payssauvage
4637
BLOG

Niemcy zazdroszczą nam E. Kopacz, a kryzys imigrancki może być dla Polski szansą

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 71

Zdaję sobie sprawę, że informacja zawarta w pierwszej części tytułu może zostać odebrana, jako żart i to jeszcze na dodatek kiepski. Taki np., jak obietnice złożone przez premier Kopacz na sobotniej konwencji Platformy. Wprawdzie czytam, że te koszałki-opałki (dziesięcioprocentowy PIT, likwidacja składek na ZUS itp.), to wymyślili pp. Szczurek z Lewandowskim – „dwa ekonomiczne tuzy” (chyba rajtuzy…), ale mnie się wydaje, że pani Ewa Kopacz po prostu pośliniła palec, wystawiła go na wiatr i tak narodził się plan „pogodzenia gospodarki wolnorynkowej z wrażliwością społeczną”. Nie powiem – brzmi nieźle, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, bo z jednej strony Kopacz obiecuje 10-cioprocentowy podatek dochodowy, a z drugiej minister finansów dopytywany o konkrety i czy rzeczywiście będziemy płacić państwu mniej, odpowiada : „Tak, tak, oczywiście! To znaczy, niezupełnie… Właściwie, to nie… Nie!”.Otóż stawki podatku dochodowego wynosić będą od 10 do 39,5% (obecnie najwyższa to 32%), a zmiany wejdą w życie gdzieś tak od 2019 r. (!), czyli za cztery lata! No i jak tych ludzi traktować poważnie?

Ale wracam do Niemców, bo z tą zazdrością to nie żart. W Internecie zobaczyłem zdjęcie z demonstracji, którą urządzili nasi sąsiedzi zza Odry. Protestowali oni przeciw niekontrolowanemu napływowi imigrantów, a jeden z nich trzymał transparent, na którym miał napisane: „Na Węgrzech, w Polsce, Czechach i Słowacji rządzą reprezentanci narodu, a u nas … ?” („In Ungarn, Polen, Slowakei, Tschechien, regieren die Volksvertreter und bei uns die… ?“). Ja wiem, że dla nas to brzmi humorystycznie, bo jak można stawiać na równi takiego np. Wiktora Orbana i Ewę Kopacz, ale zwykli Niemcy patrzą na to wszystko przez pryzmat doniesień swoich mediów, które polityków regionu wrzucają do jednego worka. Nikomu oczywiście nie trzeba tłumaczyć, że Orban kieruje się interesem swojego kraju, a Ewa „ja wam wszystko wyśpiewam” Kopacz interesem swojej sitwy, która w związku ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi staje przed perspektywą utraty władzy, a może i czegoś gorszego, bo już teraz złośliwi żartują, że platformersi są jak kartofle – na jesieni się ich wykopie, a na wiosnę posadzi. Dlatego właśnie pani premier Kopacz – która w sprawie imigrantów znajduje się między młotem liberalnych mediów i europejskich elit, a kowadłem własnego społeczeństwa, które nie chce napływu islamskich łowców socjalu – wije się, jak piskorz. Z jednej strony boży się, że niby jej rząd nie da sobie narzucić kwot imigranckich, ale z drugiej puszcza oko i mówi, że, wicie-rozumicie – „trza być czułym i przyzwoitym.”

Nawiasem mówiąc, bardzo to przypomina postawę PO (i jej obecnej szefowej) w stosunku do Kościoła katolickiego. Z jednej strony podróże do Watykanu i umizgi do papieża (Misiek tak się przyssał do dłoni JŚ Franciszka, że podobno trzeba było czterech gwardzistów szwajcarskich, żeby go wreszcie odciągnąć), a z drugiej promowanie rozwiązań, które są jawnie z sprzeczne z nauką Kościoła, jak np., ustawy o zapłodnieniu „w szklance” (in vitro). Nasi przodkowie kwitowali taką postawę słowami „Panu Bogu świeczka, a diabłu ogarek”, a tymczasem wiadomo przecież, że „nie można dwóm panom służyć”.W tym konkretnym przypadku należałoby napisać – nie można się dwóm elektoratom (lewicowemu i prawicowemu) podlizywać, bo któryś do siebie zrazimy. Wyborcy  nie są tacy nierozgarnięci, jak by tego pragnęli spin-doktorzy Platformy.

Jest oczywiste, że pani Ewa Kopacz nie jest żadnym tam „reprezentantem narodu”, tylko po prostu musi się krygować ze względu na kampanię wyborczą, a jej postawa nie tylko nie jest lepsza od postawy Angeli Merkel, ale nawet jest gorsza. Kopacz, podobnie, jak cała PO prowadzi politykę klientelistyczną i jedynym jej pomysłem na politykę zagraniczną jest uwieszenie się klamki Berlina, albo Brukseli, nie tyle zresztą z uwagi na interes kraju, co swój własny. Przykład Donalda Tuska, który, jako premier, poświęcał polski interes narodowy na rzecz niemieckiego, za co został wynagrodzony doskonale płatną synekurą „prezydenta” Europy, jest tu nie tylko wymowny, ale i, z punktu widzenia członków PO, godny naśladowania, bo wielu z nich nic, tylko przestępuje z nogi na nogę, żeby wreszcie rzucić ten cały „syf i folklor” i zostać brukselskim „dużym misiem”.

Tymczasem taka np. Angela Merkel i niemieckie elity mają na oku przede wszystkim interes państwa niemieckiego. Tak samo było w przypadku „uchodźców”, których pani kanclerz z szumem i przytupem zaprosiła do RFN, by pokazać, że kto, jak kto, ale Niemcy nikomu nie dadzą się wyprzedzić w „tolerancji” i „otwartości”. To ogromnie ważne, bowiem nie rozwiał się jeszcze dym z komór Auschwitz, a Niemcy nie wyleczyli na dobre kompleksu winy z powodu  mordów na skalę przemysłową, których dopuścili się w czasie II wojny światowej. Merkel nawet nieźle to sobie wymyśliła, ale przeszarżowała i teraz nie wiadomo, co z tym robić, bo, zamiast szukających azylu ofiar wojny, Niemcom zwaliły się na głowę tabuny łowców socjalu. Ale zwykłych obywateli nie musi to obchodzić i nie obchodzi. Media i koledzy z CDU zaczynają podgryzać panią kanclerz, a zwykli Niemcy chodzą na antyimigranckie demonstracje z przekreślonym zdjęciem Angeli Merkel i napisem „Untergang”, co po niemiecku znaczy „upadek” i jednocześnie jest tytułem filmu z 2004 r. opowiadającego o ostatnich dniach rządów Adolfa Hitlera…

Oczywiście problemy Niemców są problemami Niemców i nam są nawet na rękę, o tyle, że jak nasi zachodni sąsiedzi będą się musieli zajmować sobą, to nie będą mieli czasu, by zajmować się nami. Polska jest w o tyle komfortowej sytuacji, że łowcy socjalu nie tylko nie widzą w naszym kraju celu swej podróży, ale wielu z nich nawet o naszym państwie nie słyszało. Właściwie, to kryzys imigrancki może być dla naszego kraju szansą, o ile – jak wszystko na to wskazuje – po 25 X 2015 r. „Latający Cyrk Ewy Kopacz” stanie się historią (dość zresztą wstydliwą), a ster rządów obejmą ludzie poważni.

Co mam na myśli mówiąc o szansie? Przede wszystkim, jak pisałem akapit wyżej, zamieszanie w RFN jest dla nas korzystne, bo nas niemieccy „partnerzy” zostawia nas na chwilę w spokoju. Ale, co ważniejsze, wspólny interes, jaki w obliczu kryzysu ma Europa Środkowa (Grupa Wyszehradzka, plus Rumunia i Bułgaria) – a jest nim oczywiście przeciwstawienie się dyktatowi Niemiec – stanowi grunt do rozwinięcia bliższej współpracy i do tworzenia podwalin pod jakąś formę porozumienia, które mocniej, niż dotychczas wiązałoby te kraje. Polska dyplomacja – oczywiście oczyszczona uprzednio z udeckich złogów, tkwiących w MSZ jeszcze od czasów „drogiego Bronisława” – ma tutaj ogromne pole do popisu, bo nasz kraj, z uwagi swój potencjał, jest naturalnym kandydatem na lidera Środkowej Europy. Nie chodzi, broń Boże, o jakąś Unię Europejską-bis, tyle, że ograniczoną do naszego regionu, bo niepotrzebna nam kolejna biurokratyczna czapa z zapędami do regulowania i glajchszaltowania wszystkiego, co się rusza. Nie – mam na myśli raczej strefę wolnego handlu (zwłaszcza wolnego od legislacyjnych wymysłów eurokratów), bowiem na gruncie dobrowolnej i obopólnie korzystnej wymiany dóbr i usług tworzą się najtrwalsze wspólnoty. Dopiero taką wspólnotę można ubierać potem w szaty instytucjonalno-prawne, gdyż postępowanie odwrotne, to budowanie domu od dachu i stawianie spraw na głowie. To mogą być pierwsze kroki w kierunku budowy upragnionego Intermarium (Międzymorza) i wydaje mi się, że PiS już teraz powinno bardzo poważnie myśleć o takich kwestiach.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka