payssauvage payssauvage
2231
BLOG

„Rachunki krzywd” – kiedy wreszcie Niemcy zapłacą?

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 116

Nie przepadam za pisaniem tekstów rocznicowych, bo nadzwyczaj  łatwo przy tej okazji osunąć się w wyżłobione przez innych koleiny, albo osiąść na mieliźnie banału. Z drugiej strony silenie się na oryginalność może czasami przynieść efekt odwrotny do zamierzonego i zanieść autora w rejony, w których nie chciałby się znaleźć, bo rej wodzą tam specjaliści od strojącego się w szaty naukowości bajkopisarstwa, zwanego „historią alternatywną”. Nawiasem mówiąc, zastanawiam się czasem, czy historycy „alternatywni” posługują się w swoich dociekaniach innymi, niż powszechnie uznane, metodami, np. logiką „alternatywną”? Bardzo możliwe, bo jakby się posługiwali zwyczajną logiką, to może by zauważyli, że swoim bajkopisarstwem dostarczają paliwa propagandzie niekoniecznie Polsce życzliwej, która (propaganda) i bez tego pracuje już na pełnych obrotach. Ze wspomnianych powyżej przyczyn przystępuję do pisania tego felietonu z pewnym niepokojem, bo nie tak łatwo jest żeglować miedzy Scyllą banału, a Charybdą przesadnej oryginalności. Wydaje mi się, że najlepszym sposobem, by nie władować się przy tej okazji na rafę będzie przypomnienie podstawowych faktów i uczynienie ich punktem wyjścia dla dalszych rozważań.

Siedemdziesiąt sześć lat temu, pierwszego września 1939 roku, Niemcy bez wypowiedzenia wojny napadli na Polskę rozpoczynając wojnę, która brutalnością przekraczała wszystko, co widział dotąd cywilizowany świat. Nie tylko dlatego, że wykorzystane zostały nowe rodzaje broni (np. lotnictwo), ale również dlatego, że agresor z pełną premedytacją czynił obiektem ataku również ludność cywilną (bombardowania obiektów cywilnych, w tym szpitali; ostrzeliwanie kolumn uchodźców). Polacy bronili się bohatersko, ale ulegli, bo siedemnastego września agresorowi z Zachodu przyszedł w sukurs związany z nim tajnym porozumieniem Związek Sowiecki. Niemiecko-sowiecki podbój Polski rozpoczął barbarzyńską, sześcioletnią okupację, której brutalności (łapanki, wywózki, masowe morderstwa) nawet nie da się porównać z okupacją państw zachodnich, np. Francji. Nasz kraj został obrabowany i zrujnowany, a wskutek działań wojennych i polityki masowej eksterminacji liczba jego obywateli zmniejszyła się, wedle oficjalnych szacunków, o ok. 5,5 miliona, w tym około trzy miliony etnicznych Polaków. Nie wolno przy tym zapominać, że za tym suchym opisem faktograficznym kryje się bezmiar ludzkiego cierpienia, wobec którego bezsilne byłoby pióro najwybitniejszego nawet pisarza. To morze ludzkiej krzywdy woła o zadumę, modlitwę i o to, byśmy zarobili wszystko, aby taka tragedia więcej się nie powtórzyła. Oczywiście główny ciężar odpowiedzialności spoczywa tutaj na politykach, ale zwykli obywatele mogą im pomóc. W najprostszy z możliwych sposób, a mianowicie – mówiąc prawdę. W moim najgłębszym przekonaniu to właśnie prawda jest kluczem to budowania poprawnych stosunków między narodami, niezbędnych do zachowania pokoju. Podejrzewam zresztą, że każdy zgodzi się z tą nie roszczącą sobie pretensji do oryginalności diagnozą – w końcu cóż dobrego i trwałego można zbudować na kłamstwie?

A tymczasem właśnie prawda staje się towarem coraz bardziej deficytowym, a jej miejsce zajmują bajki, w porównaniu z którymi opowieści barona Münchausena mogą słusznie uchodzić za wzór pedantycznego trzymania się faktów. Okazje się, że to nie Niemcy napadli na nas w '39 roku, ale jacyś tajemniczy „naziści”, którzy sześć lat wcześniej pojawili się nie wiadomo skąd (przylecieli z Marsa?; wyleźli z mysiej dziury?), by 1945 r. równie nagle i niespodziewanie rozpłynąć się w powietrzu. W tym układzie wychodzi na to, że pierwszą ofiarą okupacji „nazistów” wcale nie padła Polska, ale Rzesza Niemiecka (tzw. Niemcy weimarskie). Ci cali „naziści”, jak już na nas napadli – też zresztą nie wiadomo, czy napadli, bo możliwe,  że tylko „wkroczyli” – to pozakładali u nas "polskie obozy koncentracyjne". Dlaczego „naziści” zakładali obozy „polskie”, a nie „nazistowskie”? Tajemnica to wielka. Dalej, maleńcy uczeni wpierają nam, że w czasie okupacji ginęli głównie Żydzi, zaś Polacy mieli się jak pączki w maśle –  jeździli sobie na karuzelach („śmiały się tłumy wesołe”) i nic ich np. nie obchodziło powstanie w getcie, a zresztą jakże miało ich obchodzić, skoro to oni przecież Żydów mordowali, dokonując przy okazji jakichś manipulacji czasoprzestrzenią, bo w stodole, w której zmieściłoby się góra kilkadziesiąt osób (to może wydać się dziwne, ale stodoła to jest taka szopa na zboże, a nie hotel, czy pensjonat) upchnęli 1600 Żydów, których osobiście policzył na palcach światowej sławy bajkopisarz Gross. Polacy byli zresztą tak straszni, że sam nieboszczyk „profesor” Bartoszewski, jak tylko jakiegoś zobaczył, to uciekał z krzykiem i chronił się pod opiekę pierwszego napotkanego oficera niemieckiego, który koił jego skołatane nerwy recytując mu wyimki z Goethego i nucąc „Eine kleine Nachtmusik”. Jednocześnie, eksponując „dokonania” Niemców, którzy w tzw. międzyczasie zdążyli niepostrzeżenie przedzierzgnąć się w „nazistów”, prawie całkowicie zapomina się o ataku Sowietów, który eufemistycznie i kłamliwie bywa nazywany „wkroczeniem”, a jacyś łże-profesorowie próbują nam wmawiać, że właściwie, to sowieccy komuniści dobrze zrobili. „A co – tłumaczą różni utytułowani durnie – Rosjanie mieli czekać, aż Niemcy zajmą całą Polskę?”. Przy tej okazji przechodzi się do porządku nad faktem, że agresja Związku Sowieckiego była wynikiem paktu Ribbentrop-Mołotow i stanowiła pogwałcenie prawa międzynarodowego. To jednocześnie pokazuje, jak złudne bywają naukowe tytuły, których blaskiem czasami próbuje się nas oślepiać. Trzeba o tym pamiętać, bo nie wszystko, co jest żółte i miękkie, to od razu złoto.

Przepraszam, że piszę o tym wszystkim w tonie sarkastyczno-ironicznym, ale to jest po prostu reakcja obronna organizmu. Jak się słyszy brednie i niedorzeczności, które na obstalunek produkują światowej sławy „historycy”, to są dwa wyjścia – albo rzucać córami Koryntu, albo dziadygów obśmiać. Nie ukrywam, że preferuję to drugie wyjście, bo z nerwów bierze się tylko nadciśnienie i wrzody żołądka. Poza tym śmiech to potężna broń, o czym wiedzieli doskonale nasi przodkowie tworzący Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Stamtąd wychodziła m. in. twórczość satyryczna ośmieszająca okupanta, w tym następujący wierszyk:  "Jak to na wojence ładnie / Utknął Hitler nogą w bagnie, / Lecz pomyślał, że nierównie/ Gorzej byłoby mu w... wodzie./ Na to mruknął ktoś na stronie: / ‘Co ma wisieć, nie utonie’ ". Wiersz ten, a zwłaszcza jego ostatnią linijkę, dedykuję światowej sławy bajkopisarzom i ich miejscowym kolaborantom.

Tak więc chodzi o prawdę, dla której policzkiem są sformułowania takie, jak "polskie obozy koncentracyjne". Szczególnie oburzające jest to, że kłamstwa o  „polskich obozach” pojawiają się również w mediach niemieckich. Tymczasem w czasie wizyty prezydenta Dudy w Berlinie, prezydent RFN, Joachim Gauck, w kontekście problemu syryjskich uchodźców, pięknie mówił o europejskiej solidarności i o tym że Polska powinna pamiętać o pomocy, jaką otrzymała w „różnych fazach historii”. Słowa piękne, ale, moim zdaniem, jest grubym nietaktem wypominanie nam tych paczek, które Niemcy przysłali w stanie wojennym, zwłaszcza jeżeli porównać je z idącymi w setki miliardów dolarów kosztami zniszczeń, jakich niemieckie „matki i ojcowie" dokonali w czasie wojny. To są wymierne – pisząc Broniewskim – „rachunki krzywd”, o których trzeba pamiętać i które, mam nadzieję, Niemcy zaczną w końcu spłacać. Póki co, uważam, że nie będzie nie na miejscu przypomnieć im o tym od czasu do czasu, jak to np. zrobili ostatnio Grecy. Nawiasem mówiąc,  dziury w niebie od tego nie było, a nawet niektórzy politycy niemieccy zaczęli przebąkiwać, że właściwie, to ci Grecy mają trochę racji. Do wspomnianych rachunków wymiernych dochodzi cierpienie ofiar niemieckiej napaści, którego już zmierzyć nie sposób. Zmierzyć się nie da, ale da się powiedzieć, że jest ono powiększane z każdym kolejnym kłamstwem o „polskich  obozach”, które jest jak policzek w twarz polskich ofiar i ich żyjących potomków.

Jeżeli prezydent Gauck i Niemcy domagają się od Polski solidarności, to niech najpierw sami pokażą, że są z Polska solidarni i że zależy im na dobrych stosunkach z naszym krajem – niech zaczną ścigać łgarzy kłamiących o „polskich obozach”; niech zaczną spłacać te setki miliardów reparacji, których nie zapłacili; niech swoim polskim ofiarom postawią w Berlinie widoczny pomnik (Cyganie i homoseksualiści już taki mają, a nie zginęło ich trzy miliony). A jak to wreszcie uczynią, to możemy zacząć rozmawiać o przyjmowaniu przez Polskę uchodźców z Afryki, czy Syrii. Ale nie wcześniej.

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka