payssauvage payssauvage
1907
BLOG

Znak Polski Walczącej godzi w „standardy”, czyli Krótki Przegląd Tygodnia

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 27

1. Wczoraj obchodziliśmy siedemdziesiątą pierwszą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Powstanie, w PRL skazane przez komunistów na zapomnienie, po roku ’89 stopniowo odzyskiwało miejsce należne mu w historii. Wielka w tym zasługa śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zrobił bardzo dużo (z budową Muzeum Powstania na czele), by powstańczy zryw warszawiaków wpisał się na stałe w świadomość zbiorową Polaków. Już teraz można powiedzieć, że Mu się to udało. Świadczą o tym nie tylko kolejne produkcje filmowe poświęcone Powstaniu, ale przede wszystkim tłumy warszawiaków (z roku na rok coraz liczniejsze), które pierwszego sierpnia biorą udział w uroczystościach i imprezach rocznicowych. Pamięci o powstaniu nie dało się zamilczeć, nie udało się zohydzić, nie udało  się zabić. Wielu wprawdzie próbowało to uczynić, ale przegrali. To bardzo cieszy, bo pamięć o Powstaniu to nie tylko wspomnienia o nadzwyczajnym heroizmie jego uczestników. To również, a raczej – przede wszystkim – przypominanie o wartościach i ideałach, za które przed siedemdziesięciu jeden laty Polacy walczyli i ginęli. To jest niezwykle ważne, bo pomaga nam odbudować ciągłość kulturową, którą zerwały lata wojny i komunizmu. Właśnie na tym, moim zdaniem, polega największa wartość i najgłębszy sens obchodów rocznicowych związanych z Powstaniem Warszawskim.

2. Oficjalne obchody rocznicy Powstania nie obyły się bez zgrzytów. I tak np. pan generał Zbigniew Ścibor-Rylski, w czasie swego przemówienia był łaskaw stwierdzić: „Dajemy urlop naszemu prezydentowi na pięć lat. Ale za pięć lat tutaj się spotkamy. Musimy się spotkać panie prezydencie. Będę obserwował z góry, czy dotrzymacie obietnicy.” Wychodzi więc, że Bronisław Komorowski, to prezydent „nasz”, a Andrzej Duda już jakiś taki „nie nasz”. Tylko kogo pan generał miał na myśli mówiąc „my”? Z kolei Bronisław Komorowski, któremu chyba nie przeszła jeszcze trauma po przegranej w wyborach, powiedział: „Jest coś niedobrego, jest coś niemądrego, w politycznie motywowanej, bo dalekiej od prawdy tezie, że to dzisiaj, po 26 latach polskiej wolności, należy Polskę odbudowywać ze zgliszcz i z ruin.” Może ja czegoś nie wiem, ale o tych „zgliszczach i ruinach” to słyszę głównie w wypowiedziach polityków PO imputujących takie stwierdzenia Prawu i Sprawiedliwości. Okazało się również, że politycy Platformy nie pominą żadnej okazji, by na pognębić swoich przeciwników politycznych, czego doświadczył Andrzej Duda. Nie dość, że prezydentowi-elektowi nie pozwolono zabrać głosu podczas obchodów rocznicowych, to jeszcze usadzono go z boku w drugim rzędzie, jakby chodziło o jakiegoś podsekretarza stanu, a nie człowieka, który za niecały tydzień oficjalnie przejmie obowiązki głowy państwa. Na szczęście warszawiacy wiedzą swoje i Andrzeja Dudę powitali oklaskami, podczas, gdy np. pojawieniu się Ewy Kopacz towarzyszyło buczenie i gwizdy. No cóż – vox populi, vox Dei.

3. Niestety, chyba nie wszystkim jest w smak kultywowanie tradycji związanych z Powstaniem. Jak podała niezależna.pl piłkarze Lechii Gdańsk – S. Mila, P. Wisniewski oraz Ł. Budziłek – postanowili uczcić siedemdziesiątą pierwszą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. W tym celu zamieścili na portalu społecznościowym facebook.com fotografię, na którym mają na sobie koszulki z charakterystyczną „kotwicą”, znakiem Polski Walczącej. Sportowcy niedługo się wspomnianym zdjęciem nacieszyli, bowiem administracja portalu usunęła je, argumentując swoja decyzję następująco: „Usunęliśmy tę zawartość, ponieważ jest niezgodna ze Standardami społeczności Facebooka dotyczącymi nagości".No, cóż… Coś dziwne te „standardy”, bo piłkarze, jako żywo, nie byli „nadzy” (mieli na sobie koszulki i piłkarskie szorty). Poza tym nie przypominam sobie, żeby administracja „fejsa” zareagowała tak szybko i pryncypialnie, gdy po wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej „wybitny pisarz” Szczepan Twardoch kazał Polsce się… Hmmm… Zresztą nie muszę chyba cytować, bo sprawa była dość głośna. Wulgarne odzywki – tak, Polska Walcząca – nie; czy tak wyglądają sławne standardy Facebooka? 

4. Zmarł Jan Kulczyk, a jego odejście pogrążyło mejnstrimowe media w nieutulonym żalu, który znalazł wyraz w materiałach poświęconych zmarłemu. Mogliśmy się z nich dowiedzieć, że pan Jan był nie tylko biznesowym geniuszem i „filantropem”, ale też męczennikiem, bo stał się podobno ofiarą „nagonki”. Sprawcami tej całej „nagonki” byli – jakże by inaczej! – straszliwi pisowcy, a w każdym razie tak się zwidziało pani Janinie Paradowskiej. Oczywiście na wynurzenia „ulubionej dziennikarki” Donalda Tuska możemy machnąć ręką, zaś prawda o „biznesowym geniuszu” nieboszczyka jest taka, że Jan Kulczyk kupował od państwa prywatyzowane firmy po cenach tak niskich, że budzących wątpliwości co do rzetelności wyceny, potem sprzedawał je po dużo wyższych, wolnorynkowych, a różnicę chował do kieszeni. Ot i tyle. Oczywiście tak, to każdy może się dorobić miliardów. Dlaczego dane to było akurat panu Janowi Kulczykowi i czy zadecydowały o tym znajomości w kręgach tajnych służb z komunistycznym rodowodem – tajemnica to wielka. A w ogóle pytanie o takie rzeczy to straszliwa „mowa nienawiści” więc non ne parliamo più.  Tymczasem ten festiwal Jana Kulczyka w mediach właśnie sprzyja zadawaniu takich pytań, więc w interesie zmarłego powinno się unikać ostentacji. Ale skąd w mejnstrimowych mediach znalazłby się ktoś na tyle mądry, żeby to zrozumieć?  

5. „Nie Warszawa, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie politykiera” – może sobie powiedzieć na pocieszenie pani Marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska. Pani Kidawa-Błońska bardzo chciała wystartować do Sejmu z warszawskiej listy PO, ale bardzo tego nie chciała pani premier Kopacz. Sęk bowiem w tym, że pani Kopacz obawiała się, iż osiągnie gorszy wynik, niż pani Małgorzata, która cieszy się na warszawskich salonach większym wzięciem, niż „wiejska lekarka”, jak złośliwie nazywa się tam szefową rządu. W związku z tym salonowa lwica Kidawa Błońska ma dostać „liderowskie miejsce”w dużym mieście, jak cokolwiek łamaną polszczyzną wyjaśniła pani posłanka Elżbieta Radziszewska. Gdzie konkretnie – tego jeszcze nie wiadomo, więc w sercu pani Marszałek, póki co, musi zapewne gościć jaskółczy niepokój. Ale bo też, powiedzmy sobie szczerze, pani Małgorzata sama jest sobie winna. Zamiast się lansować na warszawskich salonach powinna regularnie uczestniczyć w konwentyklach frakcji „psiapsiółek” Ewy Kopacz, gdzie przy ptysiu i kawusi roztrząsałaby mrożące krew w żyłach przygody bohaterów ulubionych seriali pani premier. Wówczas miejsce już dawno miałaby zaklepane.

6. Nadchodzące wybory robią z ludźmi rzeczy zaprawdę niezwykłe. Na przykład sprawiają, że zadeklarowani ateusze zaczynają nagle „głęboko wierzyć”. Żeby daleko nie szukać, weźmy choćby takich polityków SLD, w tym przewodniczącego tej partii, Leszka Millera. Miller wraz z partyjnymi kolegami w ramach przedwyborczego objazdu Polski pojechał na Podkarpacie, by tam namawiać do głosowania na lewicę. Akcja odbywa się pod hasłem „Masz dość? Chodź z nami”, które niestety nie wskazuje z kim mają iść ci, którzy dość mają Millera i SLD. „Jeżeli w przyszłym Sejmie, w co głęboko wierzymy, Zjednoczona Lewica i SLD będą miały więcej do powiedzenia to będzie to ważny punkt naszego programu: likwidacja szybko rosnących dysproporcji.”– obiecywał Leszek Miller podczas pobytu w Rzeszowie, gdzie – jak informuje portal wPolityce.pl – politycy SLD odwiedzili m.in. targ staroci (moim zdaniem najzupełniej słusznie, gdyż uważam, że to jest najodpowiedniejsze miejsce dla tych ludzi). Z tą „likwidacją dysproporcji” to zresztą typowe dla lewicy, której nic, tylko urawniłowka w głowie – grubych odchudzić, chudych pogrubić, małych wydłużyć, a wysokich skrócić. Ale już mniejsza z tym, bo w kontekście słów przewodniczącego SLD wypada przypomnieć, że pan Miller siedzi w Sejmie prawie od urodzenia, był ministrem pracy, spraw wewnętrznych, wreszcie premierem, więc mógł sobie likwidować te całe „dysproporcje” ile dusza zapragnie, a nie dopiero brać się za to na starość. Panie Miller, proszę nie nawijać wyborcom makaronu na uszy, tylko powiedzieć wprost, że chodzi panu o to, by przez kolejne cztery lata było za co wypić i zakąsić. Może elektorat doceni szczerość i na pana zagłosuje.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka