payssauvage payssauvage
1072
BLOG

Leszek Miller w szponach „teorii spiskowych”, czyli Krótki Przegląd Tygodnia

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 6

1. Słowo daję, prędzej bym się spodziewał, że Bronisław Komorowski napisze bez błędu super trudne dyktando i otrzyma tytuł „Mistrza Mowy Polskiej”, niż tego, że z ust Leszka Millera usłyszę następującą deklarację: „Służby robią w Polsce, co chcą. Jesteśmy w republice bananowej!”.Tak, tak, niczego nie pomyliłem, cytat jest jak najbardziej autentyczny, a autorem tych słów jest Leszek Miller, ten sam który kiedyś „trzymał władzę”, ale musiał ją puścić, bo Lew Rywin poszedł do Michnika i złożył mu niemoralną propozycję, opiewającą na marne 17, 5 mln $. Teraz Miller, człowiek, który o funkcjonowaniu państwa coś tam musi wiedzieć, oznajmia nam, że żyjemy w „bananowej republice”, którą trzęsą „bezpieczniackie watahy”. Toż to jakieś „teorie spiskowe”! A przecież, co by tam o nim nie mówić, Miller nie jest jakimś jaskiniowym antykomunistą, albo innym „moherem", ale patentowanym przedstawicielem jasnogrodu. I żeby taki człowiek wygadywał podobne rzeczy? Naprawdę, ktoś wreszcie powinien zrobić z tym porządek. Adamie Michnik! Larum grają! Nieprzyjaciel w granicach. A ty się nie zrywasz, cepów nie chwytasz, na osła nie siadasz?!

2. Stało się wielkie nieszczęście, bo panu Pawłowi Kukizowi złamał się ruch, a – jak wiadomo – złamany ruch boli bardziej, niż złamane serce. Ruch Kukiza wprawdzie jeszcze na dobre nie powstał, ale już zdążył nastąpić w nim „rozłam”. Doszło do niego ponieważ Bezpartyjni Samorządowcy i Ruch Na Rzecz JOW, które robiły muzykowi kampanię prezydencką, zrezygnowały ze współpracy z Kukizem i postanowiły iść własną drogą. Różni snują różne domysły na temat przyczyn tego stanu rzeczy (podobno byłemu liderowi zespołu „Piersi” woda sodowa uderzyła do głowy), ale jedno można powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem – to mianowicie, że pan Paweł został w garści  z tym, z czym Santino Corleone nie chciał, żeby został jego brat Michael. Innymi słowy Kukiz został bez ludzi, którzy będą mu robić kampanię wyborczą i szybko musi znaleźć jakieś zastępstwo, bo inaczej trzeba się będzie chyba pożegnać z marzeniami o parlamencie.

3. Ponieważ Polakom żyje się nie tylko dobrze, ale z dnia na dzień coraz dobrzej (i to do tego stopnia, że podobno „jedna baba drugiej babie wsadziła do … kieszeni pincet złoty”), więc pani Ewa Kopacz, skoro już przychyliła wszystkim nieba, postanowiła wreszcie zrobić coś dla siebie. I zrobiła sobie spot. Filmik jest o tym, jaka to pani Ewa jest fajna. Jak lubi pomagać. Leczy chorych, pociesza strapionych, przeprowadza staruszki w ciąży przez ulicę… Normalnie, święta Ewa od Szpadla. Tylko jacyś źli ludzie bez przerwy wypominają jej, że publicznie, z trybuny sejmowej mówiła nieprawdę i że taka osoba powinna natychmiast stracić wszystkie funkcje i zniknąć z życia publicznego. Takim złym ludziom chyba się wydaje, że mieszkają w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, albo chociaż we Francji. A tu jest III RP, czyli post-PRL i rządzący nadal każą narodowi całować się tam, gdzie pan majster kazał się całować klientowi w skeczu „Ucz się Jasiu”.

4. W niemieckiej telewizji ZDF pokazano polski film „Miasto ‘44” opowiadający o powstaniu warszawskim. Stało się tak w wyniku współpracy między niemieckim nadawcą, a polską TVP. Ale tak to już jest, że konia kują, a żaba podstawia nogę. Tym razem nogę podstawił lis. Konkretnie – Tomasz Lis, który rozpowiadał na prawo i lewo, że to on „załatwił” wyemitowanie filmu przez Niemców. Chętnie w to wierzę, bo pamiętam sławną scenę w filmu „Miś”, w której prezes Ryszard Ochódzki idzie na komisariat milicji, aby zgłosić kradzież płaszcza. W rzeczywistości żadna kradzież nie miała miejsca, a wszystko jest elementem farsy, jaką Ochódzki odgrywa przed kochanką, by skłonić ją do pomocy w niezgodnym z prawem uzyskaniu nowego paszportu (stary, jak pamiętamy, zniszczyła prezesowi była żona). No więc, Ryszard Ochódzki idzie na ten komisariat, ale nie dokonuje zgłoszenia, tylko udaje się do toalety, by załatwić potrzebę fizjologiczną. Po powrocie kochanka pyta: „No i jak, misiu? Załatwiłeś?”, a w odpowiedzi słyszy: „Co mogłem, to załatwiłem”. Prawdopodobnie tak właśnie wyglądało „załatwianie” przez Lisa emisji polskiego filmu w niemieckiej telewizji.

5. Profesor Ireneusz Krzemiński, uczony w piśmie socjolog stojący na gruncie bezwarunkowego poparcia dla Platformy Obywatelskiej i w związku z tym zażywający reputacji „autorytetu moralnego”, był gościem w programie A. Morozowskiego, gdzie sztorcował zaproszonego tam razem z nim Jana Śpiewaka (też zresztą socjologa). Ich dyskusja jako żywo dialog gruzińskiego studenta Awasa z docentem Pietajewem (– Skąd jesteście?/ – Z Gruzji./ – Jak was nazywają?/ – Awas./ – Mnie Mikołaj Stiepanowicz, a was?/ – Awas./ – Mnie Mikołaj Stiepaniowcz, a was?/ – Awas …itd.). Pan Śpiewak tłumaczył panu Krzemińskiemu, że Polska zmierza prostą drogą do powtórzenia scenariusza greckiego, ale wszystkie jego merytoryczne argumenty odbijały się, jak groch od ściany zaciętej w tępym uporze pychy prof. Krzemińskiego. Śpiewak tyle tylko dokazał, że Krzemiński kazał mu w końcu wynosić się z kraju, skoro mu się tu nie podoba. Pan Krzemiński to typowy przedstawiciel „elity” III RP. „To elita i kwita – sam stwierdź. / Rozum zabity na śmierć!

6. Rząd walczy z „dopalaczami”. Tak, z tymi samymi, z którymi bohatersko walczył kiedyś sam Donald Tusk, dopóki mu się to nie znudziło i nie zamiótł sprawy pod dywan, by móc nadal spokojnie haratać w gałę. I tak jeszcze dobrze, że przy tej okazji obeszło się bez takiej mega hucpy, jak przy okazji likwidacji polskich stoczni. Chodzi mi oczywiście o poszukiwania sławnego „katarskiego inwestora” prowadzone w Internecie za pomocą wujka Gugla i ciotki Wiki. Z tym inwestorem było jak w bajce o Kubusiu Puchatku – im bardziej współpracownicy Tuska szukali inwestora w necie, tym bardziej to tam nie było. Ale wracam do dopalaczy, do walki z którymi wraca rząd, bo zatruło się nimi 200 osób. Pani Ewie Kopacz mógłbym polecić niezawodny sposób, który w takich wypadkach stosował Donald Tusk – ubrać się w „kryzysową kurteczkę” i robić zatroskane miny przed kamerami (przedtem koniecznie poćwiczyć przed lustrem, żeby przekonująco wypadło), a następnie postraszyć PiS-em. Problem w tym, że to drugie już nie działa, a kurtkę Tusk zabrał do Brukseli. Ups!

7. Ciekawa sprawa z tym Bronisławem Komorowskim. Oto okazuje się, że wg najnowszych sondaży cieszy się on takim samym poparciem, jak prezydent- elekt Andrzej Duda. Tajemnica takiego stanu rzeczy tkwi najprawdopodobniej w tym, że pan (na szczęście już niedługo) prezydent Komorowski ostatnio prawie wcale nie pokazuje się publicznie. Dopiero na tym tle widać, jaki koszmarny idiotyzm popełnili sztabowcy Komorowskiego, kiedy wsadzili go do „Bulobusa” i zaczęli obwozić po kraju, zupełnie jakby to była jakaś baba z brodą, czy inna atrakcja. Pan Bronisław baby z brodą nie przypomina, co najwyżej gajowego (i to na dodatek bez wąsów) – stąd porażka w wyścigu do fotela prezydenta. A wystarczyło pana Bronka schować na czas kampanii – nie wiem, zostawić go w tej Japonii i pozwolić skakać po podestach, dopóki wybory się nie zakończą – i wynik prezydenckiej elekcji mógł być całkiem inny. Dla sztabu PiS to cenna wskazówka przed nadchodzącymi wyborami do parlamentu. Trzeba zrobić wszystko, żeby sztab PO dalej woził Ewę Kopacz po kraju, bo jak się okaże, że ktoś od nich bukuje dla pani premier bilet do Tokio, to sytuacja będzie naprawdę poważna.

8. Ekspiacji Tomasza Karolaka ciąg dalszy. Aktor najpierw udzielił „Gazecie Wyborczej” wywiadu, w którym tłumaczył się ze swojego poparcia dla Bronisława Komorowskiego, ale widać było mu mało, więc powiedział sobie: „Teraz na drugą nóżkę” i udał się do samego jądra ciemności, czyli do tygodnika „W sieci”. Tam bił się w piersi, sypał popiół na głowę i tłumaczył, że jest fajny. Najgorsze, ze przez cały czas musiał znosić przenikliwy wzrok braci Karnowskich. Wywiad, którego pan Tomasz udzielił „W sieci” bardzo nie spodobał się pani Monice Olejnik, która pryncypialnie schłostała za to Karolaka (wprawdzie na razie tylko werbalnie, ale nie wiadomo, jak sprawa się rozwinie). Z kolei „stary malutki”, czyli Jakub Wojewódzki zwany „Kubą” sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć, więc zadzwonił do Piotra Najsztuba, który mu wytłumaczył, że Karolak ustawia się pod nową władzę. Tomasz Karolak to dla mnie ani brat, ani swat, ale kiedy słyszę, jak tacy „nonkonformiści”, jak Olejnik, Wojewódzki, albo Najsztub zarzucają mu koniunkturalizm, to ogrania mnie wesołość nie mniejsza od tej, jaka by mnie ogarnęła na widok Bronisława Komorowskiego, wytykającego innym nieznajomość ortografii.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka