payssauvage payssauvage
657
BLOG

„Naród śląski” w samolocie-widmo, czyli Krótki Przegląd Tygodnia

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 5

1. Bronisław Komorowski odgraża się, że założy instytut własnego imienia. Taką deklarację złożył podczas wizyty na Ukrainie, w czasie której odebrał tytuł doktora honoris łajza… Pardon, nie żadna „honoris łajza”, tylko honoris causa. Przyznanie mu przez Uniwersytet Lwowski honorowego doktoratu, Komorowski zinterpretował, jako  „dowód wspólnej woli zszywania popsutej historii” Europy Wschodniej. Nie wiadomo jeszcze jak zapowiadana placówka będzie się nazywać. Ja proponuję nazwę „Instytót Bolesny”, albo „Centrum Nadzieji”. Instytut (a może centrum) niech  się zajmie badaniem motywu krzesła w kulturze Japonii, reformą polskiej ortografii, organizowaniem wycieczek na Mazury („macać kury!”), albo zszywaniem rozprutych ineksprymabli Komora.

2. Szanowni Państwo, to niesamowite! Patrzę i oczom nie wierzę – okazuje się, że „Radek” Sikorski udzielił „Tomkowi” Lisowi wywiadu, który ten opublikował potem w swojej gazetce ściennej pt. „Newsweek”. „Co w tym niby takiego dziwnego?” – może ktoś zapytać. No, jak kto? Przecież dla nikogo nie było tajemnicą, że tych dwóch facetów ma tak wielkie ego, że jakby się któregoś dnia musieli minąć na Marszałkowskiej, to trzeba by najpierw ulicę poszerzyć, bo bez tego mieliby za mało miejsca. A tu proszę, spotkali się w jednej redakcji i gaworzyli sobie o tym, jak to w „tym kraju” źle się dzieje (podobno jakieś zamachy stanu pełzają po ulicach i nie wiadomo, co z tym robić). Ależ z pana marszałka i pana redaktorka musiało zejść powietrze, skoro zmieścili się w tym samym pomieszczeniu… Zwłaszcza ten pierwszy balon, napompowany do niemożliwości księżycowymi ambicjami („już był w ogródku, już witał się z fotelem Sekretarza Generalnego NATO…”), musiał oklapnąć po tym, jak koledzy z PO, zamiast jedynki na bydgoskiej liście wyborczej, dali Radkowi figę z makiem. A wywiad swoją drogą też ciekawy. Sikorski porównał się do … Józefa Piłsudskiego („nie porównuję się, ALE…”) – „(…) gdyby nagrano marszałka Piłsudskiego, jak biesiaduje ze swoimi oficerami, to też parę grubych słów by padło.” Oczywiście doskonale rozumiem Sikorskiego, że on sam sobie skojarzył się akurat z Piłsudskim (ech, ta wrodzona skromność pana na Chobielinie…). Ten marszałek i tamten marszałek, jeden pokonał bolszewików, drugi zamienił dwa ha gruntu w „strefę zdekomunizowaną”. W sumie na jedno wychodzi. (Ciekawe, czy podczas udzielania tego wywiadu, „Sikora” siedział na kasztance? Oczywiście nie na prawdziwej, tylko takiej na biegunach, warto to sprawdzić…). Podziwiam też sprytną próbę sprowadzenia całej afery do tego, że politycy klęli sobie przy wódce, zamiast rozmawiać o fenomenologii Husserla i malarstwie prerafaelitów. Gra, powtarzam, sprytna, ale obawiam się, że nawet czytelnicy „Newsweeka” nie są tacy głupi, żeby kupić ten bajer. Oni też słyszeli o „kamieni kupie” i „państwie istniejącym teoretycznie”.

3. A skoro już mowa o facetach, którzy siadając zajmują dwa krzesła na raz (na jednym sadowią się oni, na drugim ich ego), to nie sposób wspomnieć o panu profesorze Marianie Zembali, któremu chyba faktycznie wydaje się czasem, że jest „bogiem”. Dodatkowo człowiek ten swoim zachowaniem wprowadza w konfuzję, bo można mieć wątpliwości, czy jest lekarzem od serca, czy od uszu. Taka sytuacja: Marian Zembala odwiedził łódzki Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki, gdzie przywitał go rzecznik SLD Dariusz Joński, który chciał szefowi resortu zdrowia wręczyć petycję odnośnie sytuacji finansowej wizytowanej placówki. Zembala zamiast po prostu wziąć ten papier i oddać współpracownikowi, wdał się w kuriozalną przepychankę słowną, w czasie której ozwał się w pewnym momencie do Jońskiego w te słowa: „Proszę posłuchać, proszę mi pozwolić. Zaczyna się  od tego, że się mówi „dzień dobry”, a potem słucha. Ja przyjechałem do Łodzi, żeby słuchać. Ze swoim znakomitym zespołem. I proszę usiąść, posłuchać. I wręczy mi Pan za chwilę.” No proszę, specjalista od serca, od słuchu, od savoir vivre’u i jeszcze znajduje czas na kierowanie resortem zdrowia. Tak się zastanawiam, co mu szkodziło wziąć od Jońskiego ten świstek? Aureola by mu się przepaliła i przestała świecić?

4. Platforma (rzekomo) Obywatelska już dawno wypięła się na wyborców, czym zresztą pokazała Polakom swoją prawdziwą twarz. „Twarz” Platformy jest, nawiasem mówiąc, dość dziwna – nie ma nosa, ani oczu, tylko dwa wielkie, pucułowate… Chwileczkę… To chyba są policzki… (Przepraszam, stare oczy nie dowidzą, dystrakcja…) Ale dlaczego między policzkami Platforma ma usta? I dlaczego te usta usytuowane w pozycji wertykalnej? A zresztą, co mnie to obchodzi? To nie jest takie ważne, ważne, że PO przypomniała sobie po latach, że w Polsce, oprócz działaczy Platformy, żyją też inni ludzie (kto by pomyślał…), i że trzeba o ich głosy zabiegać (cholerny świat…). No więc pani premier Kopacz zabiega, jak umie. Ledwie wysiadła z pociągu relacji Słupsk – Warszawa, a już wsiadła do składu odchodzącego na Śląsk. Ale zanim wsiadła, to urządziła konferencję na Dworcu Centralnym. (Swoją drogą, pani Kopacz gości na tym dworcu tak często, że chyba niedługo będzie tam miała własny karton po telewizorze.) W czasie konferencji pani premier rozwodziła się o Śląsku i o górnictwie, aż tu nagle jakaś dziennikarka (chyba Anita Gargas przebrana za Brygidę Grysiak) zadała jej cios w samo serce pytaniem o słowa Elżbiety Bieńkowskiej, która w czasie nagranego przez kelnerów spotkania z szefem CBA, Wojtunikiem, stwierdziła, że „Ministerstwo w d… miało całe to górnictwo”. Ewa Kopacz udawała głupią (a może zresztą, nie udawała) i próbowała ściemniać – „Nie słyszałam tych słów, (…). Za swoje działania dostawałam również od was, ale stawiałam na bezpieczeństwo energetyczne oparte na polskim węglu.”Taaa… Likwidacja polskich kopalń, to też cześć „bezpieczeństwa energetycznego opartego na polskim węglu”,no nie?

5. Jeżeli już jesteśmy przy prawdziwej twarzy PO, to dość interesujące oblicze tej partii ujawniło się nie w mijającym tygodniu, ale w poprzednim, o czym, popełniając karygodny grzech zaniechania, nie wspomniałem w przedostatnim Przeglądzie. Godzi się ten błąd naprawić, bo „nie jest światło, by pod korcem stało”. Tak więc – naprawiam. Oblicze, o którym mowa, należy do wybitnej działaczki PO, która – uśpiona dotąd, niczym Komorowski na mszy w Maćkowej Rudzie – ocknęła się nagle i ruszyła do szarży, na podobieństwo rannego mastodonta. Chodzi mi oczywiście o panią Jadwigę Zagozdę. Pani Zagoździna najpierw chamsko obraziła Beatę Szydło, nazywając ją „krajową konkurencją dla rumuńskich tirówek” (sic!), ale widać mało jej jeszcze było autokompromitacji, więc dodatkowo doniosła do policji na Wojciecha Cejrowskiego. Działaczka Platformy twierdzi, że po tym, jak przed II turą wyborów prezydenckich Cejrowski opublikował na „fejsie” słynny filmik, na którym drze plakat wyborczy Komorowskiego, ktoś zniszczył identyczne plakaty, które ona wystawiła przed swoim domem. Pani Zagoździna jakoś tam połączyła w mózgu swoim te dwa fakty, nad głową, niczym w filmie animowanym, zaświeciła się jej żaróweczka i nasza dzielna działaczka w te pędy poleciała na policję z  donosem na podróżnika. Po co w ogóle o tym piszę? Bo takie osoby, jak Zagoździna należy hołubić, chuchać na nie i dmuchać. Nagłaśniać gdzie się da. Ci ludzie robią Prawu i Sprawiedliwości taką kampanię, że o lepszej partia ta nie może nawet marzyć. (Wiadomo, że każdy będzie się identyfikował z B. Szydło, a nie z babskiem, które ją obraziło.) A najlepsze, że owi nieszczęśni głupcy sami nie wiedzą, że pracują na zwycięstwo PiS.

6. Kto sądził, że to Bronisław Komorowski jest chodzącą kompromitacją, ten chyba musi zmienić zdanie po wyczynach Ewy Kopacz. Podróże szefowej rządu po Polsce sprawiają, że skromny kronikarz, taki, jak ja, staje w obliczu zjawiska, które Francuzi nazywają embarras de richesse, co można przetłumaczyć, jako kłopot z nadmiaru. Chodzi o to, że nie wiadomo, który blamaż wybrać i opisać, bo jest tego całe mnóstwo, a poza tym – i to kusi, i to nęci. Czy pisać o tym, jak to pani Kopacz, w reakcji na słowa Beaty Szydło, że górnictwo jest „w stanie przedzawałowym”, zaapelowała, by „nie mieszać w to lekarzy, bo oni na to nie zasłużyli”? (Ten blamaż sponsoruje literka „M”, jak „metafora” – niech pani Kopacz sprawdzi sobie w „Słowniku Wyrazów Obcych”, co to takiego.) A może pisać o nieistniejącym „narodzie śląskim”, który szefowa rządu powołała do życia, określając tak Ślązaków w czasie wizyty w Katowicach? (Pierwszy krok do wyprowadzenia Śląska z Polski?) Nawiasem mówiąc te rewelacje potwierdził następnie w telewizyjnym wywiadzie „Borysław” Budka (ale to nie ta budka, co ją Sienkiewicz kazał spalić), dorzucając do tego jeszcze Kaszubów – że to niby też „naród”. (BTW, Budka to ten łysy, co akurat przechodził obok gabinetu Kopacz, a ta, z braku laku, zrobiła go Ministrem Sprawiedliwości, mimo że nawet nie wiedziała, jak facet ma na imię.) Wybór jest, jak widać, bardzo trudny. Po wielu wahaniach postanowiłem się skupić na kolejnym przykładzie prawdomówności pani premier. Chodzi o to, że dopóki „z prawdą mijał się” wnuczek aus Zopot (prawdziwy wirtuoz łgarstwa), to jakoś uchodziło to na sucho; odkąd jednak za ten proceder wzięła się amatorka z Szydłowca, to efekty są równie żałosne, jak twórczość literacka Marka Migalskiego. Oto tabloid „Fakt” doniósł, jakoby na trasie Warszawa – Gdańsk za pociągiem wiozącym panią Kopacz frunął pusty samolot rządowy (koszt przelotu w obie strony – bagatela 100 tysięcy złotych) po to, by premierzyca i jej przydu…, no, powiedzmy – jej współpracownicy, mogli szybko wrócić do stolicy. Powodem mógłby być jakiś nagły wypadek wagi państwowej – nowa dostawa ośmiorniczek, albo przyjazd ulubionej kur… tyzany „Miśka”. Premier Kopacz zarzekała się, że nic o tym nie wie. („Nic mi na ten temat nie wiadomo, że po mnie cokolwiek poleciało, kiedykolwiek.”). Oczywiście kłamstwo ma krótkie nogi (a w tym wypadku również krzywe i nieogolone), bo do Internetu zaraz wyciekło nagranie ze spotkania pani Kopacz ze sportowcami we Władysławowie, z którego wynika, że szefowa rządu chyba coś tam jednak wiedziała o istnieniu możliwości powrotu samolotem („Nie wiem, jak długo jeszcze będziemy obecni tutaj (…) Wszystko będzie zależało od tego, czy będziemy wracać samolotem, samochodem, czy pociągiem.) No i teraz bądź mądry – komu wierzyć? Pani Kopacz, czy pani Kopacz? Leci ten samolot, czy nie leci? A może to chodzi o samolot-widmo? Niby jest, a go nie ma? Jeżeli ten samolot jest tylko urojeniem pani Kopacz, to możliwe, że właśnie w nim znajduje się ten wydumany „naród śląski”.

7. Ponieważ w ten sposób doszliśmy niepostrzeżenie do kwestii psychologiczno-psychiatrycznych, to pora na mojego ulubieńca, czyli Romana Giertycha. Otóż Giertych przez chwilę był w kropce. Konkretnie w „Kropce nad i” u pani Moniki Olejnik. Giertych był w „Kropce nad i”, a tymczasem powinien się chyba raczej znaleźć na kozetce, przynajmniej do takiej konkluzji skłaniają bzdury, które ten człowiek wygadywał. Roman doszedł do wniosku, że to PiS „sprokurowało” aferę taśmową. Skąd takie przypuszczenie? Bo w tajnych materiałach ze śledztwa ws. afery „są (…) ponoć bilingi wiążące sprawę z PiS.”Widzisz go – „ponoć”są bilingi! A „na Wyspach Bergamutach podobno jest kot w butach. / Widziano także osła, który wypowiadał się wKropce nad i”.Co tam jeszcze? Aha PiS jest partią komunistyczną, bo jeśli ktoś nawołuje do podziałów wedle klas to, to jest marksizm”. Tak, tak, to oczywiście jest marksizm. Ale z tego wychodzi, że wszyscy dyrektorzy szkół w Polsce są marksistami, bo dzielą ludzi (konkretnie uczniów) na klasy. A Giertych był kiedyś, jako minister edukacji, ich szefem, czyli, jak rozumiem, takim ober-marksistą. Na koniec Roman wziął się za obronę (w końcu jest z zawodu obrońcą) „Radka” Sikorskiego, że z tym „pełzającym zamachem stanu”, co to go, wg „Sikory”, PiS chce w Polsce przeprowadzić, to najprawdziwsza prawda. I dlatego Roman kandyduje do Senatu. Jak niby wpełznięcie przez Romana do izby wyższej parlamentu ma uchronić nasz kraj przed „pełzającym zamachem stanu”? Nie mam pojęcia. Tu już trzeba by się doktoryzować z psychopatologii polityki, żeby wiedzieć takie rzeczy.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka