payssauvage payssauvage
2650
BLOG

Prezesie Kaczyński, niech Pan zburzy ten pałac!

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 83

W 1989 r. czerwona fala cofnęła się na Wschód, ale zostawiła nam tu w Polsce mnóstwo szlamu. Oczywiście na pierwszym miejscu należy wymienić szlam mentalny w ludzkich głowach, potem – tych wszystkich absolwentów kursów GRU i akademii pierwszomajowych, których należałoby bydlęcym wagonem odstawić wprost na Łubiankę, aż wreszcie – wszystkie zaśmiecające przestrzeń publiczną komunistyczne pomniki – „wdzięczności” Armii Sowieckiej, „braterstwa broni” itp. obiekty. Wśród tych ostatnich na pierwszym, poczesnym i honorowym miejscu należy wymienić Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Wissarionowicza Dżugaszwili, pseudonim „Soso”, „Koba”, albo „Stalin” – zależy o jakim etapie życia tego człowieka mówimy. (Pałac nie jest oczywiście „pomnikiem”, ale – o czym dalej – spełnia taką samą rolę i dlatego go wymieniam). Jakiś „mądry inaczej” wpisał ten budynek do rejestru zabytków, tak jakby to była co najmniej Kaplica Sykstyńska, albo fontanna di Trevi. Tymczasem jest to ohydne, szaro-bure paskudztwo, które szpeci Warszawę nie gorzej, niż psie odchody na chodnikach. Dlatego pozwoliłem sobie sparafrazować słowa Ronalda Reagana i zaapelować, żeby PiS, jeżeli dojdzie do władzy, rozebrało to dziadostwo. Ale nie tylko dlatego. Są też względy ważniejsze.

Po co właściwie wybudowano tego betonowego potworka, bodącego iglicą niebo nad Warszawą? Oficjalnie jest to „dar narodu radzieckiego”, co, nawiasem mówiąc, jest o tyle zabawne, że o „narodzie” mówili zawodowi rewolucjoniści-internacjonaliści, którzy chcieli znieść bariery klasowe, rasowe, narodowe i w ogóle wszelkie inne. No, ale taka była akurat mądrość etapu – skoro po ataku Hitlera na Sojuz Stalin mógł zwracać się do Rosjan per „bracia i siostry”, to dlaczego nie miano by mówić o „narodzie”? Różni poczciwcy te odniesienia do wielkoruskiego szowinizmu odczytywali jako „cywilizowanie się” bolszewizmu i przybieranie przezeń oblicza „narodowego”, a to był po prostu efekt tego, że Stalin postanowił wykorzystać sentymenty narodowe jako paliwo światowej rewolucji. Mało który Rosjanin chciałby ginąć na frontach III wojny światowej za Marksa, Engelsa, albo „świetlaną przyszłość”, ale za „matuszkę Rassiję”, i owszem. I tyle. A wracając do naszym baranów, czyli do Pałacu im. Stalina, i pytania, po co został on wybudowany, to odpowiedz jest prosta. Z tego samego powodu, dla którego pies obsikuje drzewo – dla zaznaczenia terenu. Polska też została oznaczona – tym pałacem Stalin „otwierał oczy niedowiarkom”, niczym Ryszard Ochódzki misiem, tylko, że to nie był żart (Józef Wissarionowicz w ogóle nie miał poczucia humoru i wszystko, co robił było poważne, nierzadko – śmiertelnie poważne), no więc – otwierał oczy niedowiarkom i mówił – „Patrzcie, to moje, przez moich sołdatów wywalczone(raczej przehandlowane przez Roosevelta, niczym krowa na jarmarku, ale to osobny kryminał) i wara wszystkim!

Symbole mają znaczenie, co – mam wrażenie – nie do wszystkich chyba dociera. Fakt ten doskonale rozumieją za to Rosjanie, a konkretnie rosyjskie władze. Nieprzypadkowo ambasada Federacji Rosyjskiej podnosi taki raban, ilekroć ktoś próbuje przesunąć choć o milimetr jakiś pomnik żołnierzy sowieckich. Tu nie chodzi o żaden szacunek dla przelanej krwi, czy tego typu rzeczy, bo we wschodnich despotiach jednostka jest „zerem i bzdurą”, bez mrugnięcia okiem składaną w ofierze na ołtarzu interesu państwa. To chodzi o symboliczne panowanie nad przestrzenią publiczną. Rosjanie rozumują prosto (ale za to nie można im odmówić logiki) – „Nie ma tutaj naszych sołdatów? Jak to nie ma? Są, i to w dodatku są na pomnikach! Znaczy – nadal my jesteśmy tutaj panami.” I choćby przyszło tysiąc atletów, i każdy przeczytałby tysiąc razy „Erystykę” Schopenhauera, i potem nie wiem jak się wytężał, to im nie wytłumaczy, że jest inaczej. Nie chodzi mi tutaj o prostych Rosjan, bo ich stosunek do polityki jest mniej więcej taki, jak zwykłych Polaków, czyli mało ich to obchodzi  i mało co z tego rozumieją – chodzi mi o elity, zwłaszcza o elity władzy.

Co powinno powstać w zamian pałacu Stalina? Możliwości jest wiele. Jedną z nich jest łuk triumfalny, upamiętajmy historyczne zwycięstwo Polaków nad bolszewizmem w bitwie warszawskiej 1920 r. Za pięć lat przypada dokładnie setna rocznica tego wydarzenia i miejsce na monument, który wtedy powinien zostać uroczyście odsłonięty, byłoby jak znalazł. Nie widać powodu, żeby w samym centrum stolicy Polski nadal stał paskudny, szaro-bury sowiecki potworek, a miejsca na łuk triumfalny symbolizujący jedno z najświetniejszych zwycięstw polskiego oręża, trzeba było dopiero szukać. Inną, już moją autorską propozycją, jest pomnik Stanisława Żółkiewskiego, podobny do pomnika grunwaldzkiego Jagiełły w Krakowie. Trzysta dziesięć lat przed bitwą warszawską hetman Żółkiewski pokonał pod wsią Kłuszyno kilkakrotnie liczniejsze, połączone wojska rosyjsko-szwedzkie. To zwycięstwo, które dało Polakom panowanie nad Kremlem, jest właściwie nieobecne w polskiej świadomości zbiorowej i ginie gdzieś w tłumie bitew i potyczek, jakich polskie wojsko stoczyło tysiące na przestrzeni swych dziejów. A przecież jest to bitwa o gigantycznym znaczeniu, bitwa która mogła zmienić losy świata. Pamiętają o tym Rosjanie, którzy swoim świętem narodowym uczynili rocznicę wypędzenia wojska polskich z Kremla. Wojsk, napiszę raz jeszcze, które znalazły się w rosyjskiej stolicy po i wskutek bitwy pod Kłuszynem.

Ktoś może zapytać – czy Polska naprawdę nie ma większych problemów i ma się teraz zajmować pałacami, pomnikami i innymi „głupotami”. Otóż, to nie są głupoty. Jak ktoś tego nie rozumie, to jego problem, a dla mnie dyskusja z takim człowiekiem stanowi stratę czasu. Budowle publiczne od zarania dziejów, począwszy od sumeryjskich zigguratów i egipskich piramid, organizowały przestrzeń wokół siebie, wypełniając ją określoną treścią symboliczną (sakralną, albo świecką). Wyobraźmy sobie jak wielkie wrażenie musiała wywoływać na egipskim wieśniaku, jak okiem sięgnąć mającym wokół pejzaż płaski, jak stół, strzelająca 150 m w niebo piramida Cheopsa, w czasach, gdy głównym budulcem był muł rzeczny i, za przeproszeniem, krowie łajno. Jak potężny musi być faraon, który wybudował sobie takie cudo! („Jak potężny jest towarzysz Stalin, jak niezwyciężony jest Związek Sowiecki”). To, że centrum stolicy polskiego państwa jest nadal zdominowane przez symbol sowieckiego podboju i półwiecznego poddaństwa, to wcale nie jest fakt bez znaczenia. Wydaje mi się, że dobrze by było ten stan rzeczy zmienić i Pałac im. Stalina zastapić obiektem symbolizujacym polskie sukcesy i polskie zwycięstwa. Odwojowanie przestrzeni publicznej to, moim zdaniem, bardzo ważny element przywracania w Polsce normalności.

PS. Jeżeli ktoś nadal nie jest przekonany, to zapytam – czy chciałby Pan(i), żeby w centrum Warszawy stał Pałac Kultury im. Adolfa Hitlera, dar III Rzeszy dla narodu polskiego?

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka